Stanisław T. został skazany na rok i dwa miesiące bezwzględnego więzienia. Sąd orzekł wobec niego także czteroletni zakaz sprawowania funkcji kierowniczych w placówkach służby zdrowia. Renata R. ma trafić za kratki na rok i osiem miesięcy. Przez pięć lat nie może też kierować średnim personelem medycznym. To finał sprawy, o której przed czterema laty szeroko informowały media w całej Polsce. W stacji dializ w Ostrowie Wielkopolskim przeszło 50 pacjentów zostało zakażonych żółtaczką. Śledztwo wykazało, że odpowiedzialni za to są ordynator i pielęgniarka oddziałowa. Renata R., jak dowodziła prokuratura, pracowała bez jednorazowych rękawiczek, po zabiegu wpuszczała krew z powrotem do krwiobiegu pacjentów, nie zmieniała też rurek w jonometrze kapilarnym (urządzenie służące do badania poziomu elektrolitów w organizmie). Stanisław T. jako jej przełożony odpowiadał za te same zaniedbania.
Obydwoje mieli narazić na niebezpieczeństwo 130 pacjentów. Żadne z nich jednak do dziś nie przyznało się do winy. Lekarz i oddziałowa niemal natychmiast stracili pracę i trafili do aresztu. Pod koniec 2007 roku Sąd Okręgowy w Kaliszu uznał ich winę i skazał odpowiednio na 2,5 roku oraz trzy lata więzienia. Sąd Apelacyjny w Łodzi uchylił jednak wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Powód? Jego zdaniem nie udało się ponad wszelką wątpliwość ustalić, w jaki sposób rozprzestrzeniała się choroba. W piątek kaliski nie miał wątpliwości, że oskarżeni powinni pójść za kratki. Ale sprawa niemal na pewno będzie miała ciąg dalszy.
- Wnioskowaliśmy o nieco wyższe kary. Niewykluczone, że złożę apelację od wyroku. Najpierw jednak muszę się zapoznać z jego pisemnym uzasadnieniem - podkreśla w rozmowie z "Rz" Cecylia Majchrzak z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. Apelować zamierzają także adwokaci oskarżonych, którzy wnosili o uniewinnienie. - Nie sposób kwestionować faktu, że doszło do zakażeń. Moim zdaniem prokuratura nie przedstawiła jednak przekonujących dowodów na winę oskarżonych. Wcześniej zwracaliśmy uwagę, że zakażenie mogło być wynikiem celowego działania zupełnie innej osoby - mówi "Rz" mecenas Leszek Kruszwicki, obrońca Renaty R. Przypomina, że w tej sprawie nawet toczyło się śledztwo, które zostało umorzone. Zdaniem adwokata – przedwcześnie.
Większość pacjentów zakażonych żółtaczką wystąpiła o odszkodowania od firmy, która jest właścicielem stacji dializ. Część z nich wywalczyła je na drodze sądowej lub na skutek pozasądowych ugód. Niektórzy pacjenci zostali poddani specjalistycznej kuracji. W przypadku części z nich przyniosła ona pozytywny skutek.