Co przestępcy chowają pod ziemią

Skomputeryzowane plantacje marihuany, fabryki pieniędzy, skrytki na łupy – wszystko dobrze ukryte

Aktualizacja: 16.06.2011 05:27 Publikacja: 15.06.2011 21:20

Plantacja marihuany w podziemnej hali w Drezdenku (woj. Lubuskie)

Plantacja marihuany w podziemnej hali w Drezdenku (woj. Lubuskie)

Foto: www.swietokrzyska.policja.gov.pl

– Kiedyś wystarczyło obsiać marihuaną kawałek pola, a wokół posadzić kukurydzę. Dziś policjanci wyposażeni są w daleko lepsze instrumentarium i wiedzę, która pozwala im skutecznie ścigać przestępców – ocenia kryminolog dr Zbigniew Rau. – Jeśli grupy przestępcze chcą przetrwać, muszą się profesjonalizować.

A nielegalnie się profesjonalizować łatwiej pod ziemią.

Strusie nad trawką

Ferma strusi nie zwracała niczyjej uwagi. Nawet w okolicach niewielkiego Drezdenka (woj. lubuskie). Owszem, ptaki egzotyczne, ale podobnych przybytków namnożyło się w ostatnich latach tyle, że ludzie tylko wzruszali ramionami. O hodowli zaczęli mówić dopiero kilkanaście dni temu, kiedy to weszła tam policja. Okazało się, że ferma jest tylko przykrywką, zaś właściciel to wynajęty przez gangsterów "słup". Prawdziwy biznes kręcił się pod ziemią.

Ukryty w kanale samochodowym właz prowadził do hali, gdzie w cieplarnianych warunkach rosły konopie indyjskie. Hodowla była w pełni zautomatyzowana. Posiadała sterowane przez komputer systemy nawadniania, regulacji temperatury i własne źródło zasilania.

– Dzięki temu można było zebrać nawet do 400 kg suszu rocznie – wyjaśnia podinspektor Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Funkcjonariusze zabezpieczyli 3 tys. sadzonek i zatrzymali sześć osób.

– Wbrew pozorom założenie takiej podziemnej plantacji nie musi się wiązać z jakimiś astronomicznymi kwotami. Chociażby taki system nawadniania jest dziś dostępny niemal dla każdego posiadacza trawnika – zauważa dr Rau.

Witamy w pralni

W okolicach Poznania seria trwa od marca ubiegłego roku. Wtedy to policjanci zlikwidowali plantację marihuany w okolicach Kórnika. Tutaj przykrywkę stanowiła pralnia chemiczna. Była to największa dotychczas hodowla w kraju. Pod ziemią rosło 10 tys. krzaków konopi.

Trzy miesiące później policjanci weszli na jedną z posesji w Grabach koło Kórnika. Miała się tam mieścić firma produkująca akumulatory.

Tajne wejście prowadziło jednak do ukrytej hali, w której rosło 6,5 tys. krzaków konopi. Przy okazji akcji pod Drezdenkiem policjanci pojawili się też w miejscowości Chojno Młyn. Tym razem przestępcy byli szybsi. Kiedy funkcjonariusze zeszli pod ziemię, zobaczyli pustą salę. Plantacja prawdopodobnie została zlikwidowana kilka dni wcześniej.

– Schemat jest niemal taki sam. Fałszywa firma, odludne miejsce, w którym każdy obcy rzuca się w oczy, komputery i nieliczna obsługa – wylicza nadkomisarz Piotr Skrzypkowiak, szef wydziału do walki z przestępczością narkotykową Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu. Czy za biznesem stoją ci sami ludzie? Nie ma dowodów.

– Zatrzymani to Polacy działający w różnego rodzaju grupach przestępczych – dodaje Skrzypkowiak.

Marihuana  po wietnamsku

To jednak nie Polacy uchodzą na rodzimym rynku za królów marihuany. Ten biznes, jak twierdzą policjanci, zdominowany został przez wietnamskie gangi.

Z raportu Centralnego Biura Śledczego wynika, że prowadzili oni połowę z 61 zlikwidowanych w ubiegłym roku plantacji. Patent na produkcję jest niemal taki sam. Tyle że zamiast zakładać firmy, Wietnamczycy wynajmują domy.

Tak zrobili koło Nowej Soli (woj. lubuskie). W piwnicach urządzili plantację. Gdy we wrześniu 2009 r. weszli tam policjanci, odkryli 1,5 tys. krzewów konopi indyjskich. Miały doskonałe warunki – klimat jak w dżungli. Właściciela wynajmowanego domu może spotkać potem przykra niespodzianka – gigantyczne rachunki za prąd.

– Przy dużej plantacji mogą sięgnąć nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Zdarza się więc, że pracujący na takich "domowych" plantacjach podłączają się "na lewo" do sieci – opowiada policjant CBŚ.

Takie rozwiązanie ma też inne słabe punkty. W czerwcu 2010 r. w Bydgoszczy, Toruniu i Warszawie policjanci namierzyli sześć plantacji. Wietnamczycy wpadli, bo przez agencję nieruchomości chcieli wynająć od razu sześć domów. To wzbudziło podejrzenia.

– Wietnamczycy, którzy zakładają u nas takie nielegalne plantacje, sprawiali problem w Czechach. Stamtąd przenieśli się do Polski i do Anglii – mówi "Rz" mł. insp. Sebastian Michalkiewicz, naczelnik warszawskiego zarządu CBŚ. I zaznacza: – Odkrywamy plantacje marihuany, które należą do grup przestępczych, ale także do osób z nimi niezwiązanych.

Pod Szamotułami (Wielkopolska) w 40-metrowej piwnicy, do której schodziło się zamaskowanym wejściem, konopie uprawiało małżeństwo K. Policjanci w lutym 2011 r. znaleźli tam kilkaset krzaków i cztery kilogramy gotowego narkotyku. Do piwnicy schodziło się z pokoju, wejście było zasłonięte płytą podłogową, a wszystko obserwowało kilka kamer. Uprawę obsługiwał zautomatyzowany system nawadniania, nawożenia i oświetlenia.

Poligraficzny talent ze Skarżyska

Podziemny świat to nie tylko narkotyki. W lipcu 2009 r. funkcjonariusze CBŚ zlikwidowali największą od lat w Polsce fabrykę fałszywych pieniędzy. Mieściła się w posesji w Skarżysku-Kamiennej.

– Fabryczka była tak dobrze ukryta, że funkcjonariusze już na miejscu szukali jej przez kilka godzin – wspomina Sławomir Mielniczuk z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Do wnętrza prowadziły dwa zamaskowane wejścia. Pierwsze – za piwniczną półką, by je otworzyć, należało przekręcić znajdujący się na ścianie kran. Drugie – schowane pod kostką brukową, na podjeździe.

Wewnątrz policjanci odkryli linie produkcyjne, odczynniki, matryce do podrabiania banknotów o nominałach 100 zł i 50 euro i około 4 tys. fałszywych stuzłotówek. Zatrzymali 47-letniego właściciela posesji, który miał zorganizować produkcję, i kilku kurierów rozprowadzających fałszywki. Przed sądem stanęli tylko ci drudzy. – Biegli orzekli, że 47-latek cierpi na chorobę psychiczną. Śledztwo przeciwko niemu musieliśmy umorzyć – tłumaczy prokurator. Właściciel posesji kiedyś pracował w branży poligraficznej. – Miał wielkie zdolności w tej materii – przyznaje.

Boczek w grobie

Przestępcy schodzą pod ziemię także po to, by ukryć skradzione fanty. W Zasiekach przy granicy z Niemcami kilka lat temu przemytnicy urządzili sobie nietypową skrytkę na lewe papierosy.

Mieściła się na bazarze, pod hurtownią napojów. Dostać się do środka nie było łatwo: ukryty przełącznik, unosząca się podłoga, metalowe drzwi.

Inny sposób na ukrycie towaru miał diler narkotyków Paweł D. z Trzcianki w Wielkopolsce. Trzymał je w specjalnie skonstruowanej butli gazowej, która stała w piwnicy. Wpadł w 2009 r.

Chyba wszystkich przebili jednak 35-letni Krzysztof D. i  59-letni Leon D., którzy włamali się do sklepu w Żyznowie pod Rzeszowem. Ukradli kiełbasę, boczek, piwo, słodycze, papierosy. Zapasy ukryli na cmentarzu – w grobowcu.

– Kiedyś wystarczyło obsiać marihuaną kawałek pola, a wokół posadzić kukurydzę. Dziś policjanci wyposażeni są w daleko lepsze instrumentarium i wiedzę, która pozwala im skutecznie ścigać przestępców – ocenia kryminolog dr Zbigniew Rau. – Jeśli grupy przestępcze chcą przetrwać, muszą się profesjonalizować.

A nielegalnie się profesjonalizować łatwiej pod ziemią.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo