Autoryzacja potrafi zepsuć nawet najlepszy wywiad. Dlatego większość dziennikarzy jest jej przeciwna. Bo w jej trakcie rozmówcy zmieniają sens wypowiedzi, usuwają niewygodne pytania, dopisują banały – wyliczają doświadczeni redaktorzy. Zdarza się, że wywiady zamiast do gazety trafiają do kosza. Albo jak ostatnio w przypadku Adama Bielana i Teresy Torańskiej ukazują się bez zgody autora.
Politykiem, który często stwarzał dziennikarzom problemy z autoryzacją, był Roman Giertych. Eliza Olczyk, dziennikarka "Rz", wspomina wywiad, jaki przeprowadziła z nim w grudniu 2009 r. – W rozmowie ostro atakował Jarosława Kaczyńskiego i PO, m.in. za aferę hazardową. Ale przy autoryzacji stwierdził nagle, że się rozmyślił i już nie chce publikacji – opowiada Olczyk. Wywiad się nie ukazał. Inną historię z Giertychem wspomina Piotr Zaremba, publicysta "Uważam Rze". Wywiad z ówczesnym wicepremierem przeprowadził dla "Dziennika" krótko przed głosowaniem nad samorozwiązaniem Sejmu. W przeddzień publikacji, w której Giertych m.in. przewidywał, że do rozwiązania parlamentu nie dojdzie, polityk przestał odbierać telefony. – Ostatecznie redakcja opublikowała rozmowę bez autoryzacji. Jednak Giertych nigdy nie miał o to pretensji – mówi Zaremba.
Z kolei byłego premiera Jerzego Buzka (obecnie europoseł PO) zdenerwował wywiad, w którym publicysta "Polityki" Jacek Żakowski wypytywał go o cztery wielkie reformy jego rządu i ich obecne skutki. – Po uporczywych negocjacjach nie udało nam się dojść do porozumienia. Wywiadu nie puściliśmy – mówi Żakowski.
Czasem przyczyną zablokowania publikacji może być zbytnia szczerość rozmówcy. Tak bywało w przypadku byłej prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej, która kilkakrotnie odmawiała autoryzacji gotowej roz- mowy. W wywiadzie przeprowadzonym przez Elizę Olczyk opowiadała o tym, jak to jest być pierwszą damą, o swojej fundacji, apartamencie, chorobie filipińskiej męża i nauce jedzenia bezy. – Pani prezydentowa nie stawiała żadnych barier dotyczących poruszanych tematów. Ale gdy przyszło do autoryzacji, jej asystentka kategorycznie odmówiła – wspomina Olczyk.
Kilkakrotnie dziennikarzom różnych redakcji odmawiał autoryzacji politycznych wywiadów śp. prezydent Lech Kaczyński.
Jedną z głośniejszych historii jest publikacja nieautoryzowanego wywiadu Moniki Olejnik i Agnieszki Kublik z Januszem Pałubickim, ówczesnym ministrem koordynatorem służb specjalnych w "Gazecie Wyborczej". – W trakcie rozmowy pan Pałubicki nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń, dopiero gdy tekst dostał, okazało się, że kategorycznie odmawia – wspomina Olejnik. Mimo to gazeta wywiad opublikowała pod znaczącym tytułem: "Oj, dziewczyny, tego wywiadu nie będzie".
Jednak wywiady, które się nie ukazały, to wyjątki. Zdecydowanie częściej po długotrwałych negocjacjach i awanturach udaje się osiągnąć kompromis. Zaremba opowiada o wywiadzie z połowy lat 90. z Romualdem Szeremietiewem, wówczas liderem jednej z prawicowych partii: – Nie wspomniał o autoryzacji. Kilka godzin przed zamknięciem gazety zadzwoniła do nas jego sekretarka, domagając się jej. Gdy tłumaczyliśmy, że jest późno, krzyknęła: "W imieniu lidera RDROP wstrzymuję wywiad". Ostatecznie wprowadziliśmy jakieś poprawki i tekst się ukazał.
Dziennikarze narzekają też, że poprawki zazwyczaj nie są merytoryczne i psują ich pracę. – Do szewskiej pasji doprowadza mnie, gdy rozmówca bawi się w redaktora i nanosi stylistyczne poprawki. Ostatnio miałem tak z Bartoszem Arłukowiczem (minister zdrowia – red.). Z kolei Jacek Kurski (SP – red.) chciał mi wyciąć całe pytania, była awantura – opowiada Robert Mazurek i wytyka, że w sporze Bielan – Torańska Kurski opowiedział się po stronie dziennikarki. – Najbardziej denerwuje mnie, gdy rozmówca zmienia język z mówionego na formalno[pauza]urzędniczy – zdradza Żakowski.