Jak to się w ogóle stało, że 18-letni chłopak zdecydował się na wyprawę akurat do Polski? – To typowa historia. Van jest katolikiem, a Polska kojarzy się w Wietnamie z Janem Pawłem II i „Solidarnością". Wietnamczykom wydaje się, że jak już dostaną się do Polski, to wszystko będzie jak w bajce. Tak nie jest – mówi Ton Van Anh. Podkreśla, że wielu nielegalnych imigrantów cierpi na swego rodzaju blokadę psychiczną. – Ich strach przed deportacją jest tak wielki, że nie pozwala im wychodzić do ludzi. Proszę sobie wyobrazić, jak to musi ograniczać człowieka.
Czy świat z filmu istnieje?
Bashir, 24-letni Pakistańczyk, podobnie jak Van złożył wniosek o abolicję. Wątpi, czy uda mu załapać. W Polsce mieszka od pięciu lat, wciąż nielegalnie. – Jest dużo odmów. A mi trudno udowodnić, że tyle czasu już jestem w Polsce. W dodatku nie nauczyłem się jeszcze języka – martwi się. – Jak nie uda mi się tym razem dostać papierów, to chyba wrócę do Pakistanu. Marzyłem o tym, żeby być w Europie. Dla mnie to był zawsze świat fantazji. Taki, jaki widziałem tylko na filmach. Jak skończyłem szkołę średnią, postanowiłem, że muszę zobaczyć, czy ten świat rzeczywiście istnieje – mówi Bashir. Pijemy herbatę, siedząc na zwykłej sofie. – W Pakistanie to wyjątkowy luksus. Jak ktoś ma sofę, to jest niezwykle bogaty – tłumaczy Bashir. – W moim rodzinnym domu mamy rodzaj worka, który stoi pod ścianą. Raz w tygodniu z braćmi i siostrami zrzucaliśmy się po rupii, wypożyczaliśmy zachodni film i zasiadaliśmy razem na tej pakistańskiej sofie, żeby popatrzeć na świat, w którym ludzie spokojnie chodzą po ulicach, mają wodę pitną, dobre jedzenie, cieszą się wolnym weekendem – wspomina.
Jego opowieści słucha się jak scenariusza sensacyjnego filmu. Gdy miał 19 lat, spakował kilka map, prowiant, parę osobistych rzeczy i ruszył w świat. W Pakistanie zostawił rodziców i ośmioro rodzeństwa. – Chciałem studiować w Europie, ojciec zawsze powtarzał mi, że wykształcenie jest najważniejsze. Pochodzę z biednej rodziny. Rodzice nie byli w stanie zapłacić za moją wizę, za czesne na uczelni, przelot, zakwaterowanie – opowiada Bashir. Do „świata fantazji" ruszył więc na własną rękę z innym śmiałkiem. Piechotą, autostopem, zdając się na życzliwość ludzi. Spał w lasach, w górach, w przydrożnych rowach. W Rosji stracił cały i tak skromny ekwipunek, a mogło się skończyć gorzej, bo kolega został porwany i pobity przez kryminalistów. W końcu Bashir trafił do Lublina. – Pierwszym szokiem była polska zima. Śnieg widziałem po raz pierwszy. Przez dzień to nawet przyjemne, ale dłużej już nie. Nie miałem odpowiedniego ubrania, schronienia. Było ciężko – opowiada. Zdecydował się zostać w Polsce, bo tu bycie nielegalnym jest łatwiejsze niż w Europie Zachodniej. – Jeśli nie łamię przepisów, dobrze się sprawuję, to jest mała szansa, żeby ktoś mnie wylegitymował. W Anglii łatwo mógłbym wpaść na rutynową kontrolę, a wtedy deportacja – mówi Bashir. Pracuje dorywczo. Chce zdobyć dyplom wyższej uczelni. Ponieważ nie ma dokumentów, zapisał się na internetowe studia w jednej z brytyjskich szkół. – Na razie idzie wolno, bo kolejne przedmioty mogę robić, jak mam pieniądze na ich opłacenie. A z tym różnie bywa. Nielegalnemu imigrantowi trudno znaleźć porządną pracę – mówi. – Może chcesz o coś zapytać? Gadam tak dużo, bo na co dzień nie mam z kim rozmawiać. Nie znam tu zbyt wielu Pakistańczyków, a ci, których znam, nie zawsze mają czas, żeby się spotkać – tłumaczy się. Co z Polakami? Barierą jest język. – Mam kontakt raczej z młodymi, którzy mówią po angielsku. Ale jak przyznaję się, że jestem z Pakistanu, to rozmowa się jakoś urywa. Patrzą na mnie jak na terrorystę – mówi Bashir. – Dziś już wiem, że ten świat fantazji nie jest dla mnie, nigdy nie będę Polakiem, tu zawsze będę się wyróżniał, odstawał. Tęsknię za rodziną, za moim językiem, dlatego coraz częściej myślę o powrocie.
Bogna Różyczka z Polskiej Akcji Humanitarnej PAH zaznacza, że niektórzy imigranci wracają do swoich krajów, nawet gdy już mają pozwolenie na pobyt. – Najczęściej wynika to z problemów ekonomicznych. Problemy z adaptacją są na drugim planie – mówi i dodaje, że poziom integracji z Polakami to indywidualna sprawa. – Łatwiej jest młodym Afrykańczykom, którzy przyjeżdżają np. na studia. Nie mają zobowiązań rodzinnych, łatwiej im nawiązać znajomość z Polakami, poznać kulturę – tłumaczy. – Jeśli z Czeczenii przyjeżdża kilka rodzin, to naturalne jest, że trzymają się razem, kultywują swoje tradycje. Przede wszystkim zajmują się rodziną i nie mają motywacji, by integrować się z Polakami.
Kamila Nocuń zwraca z kolei uwagę, że obcokrajowcy bardzo potrzebują kulturowych wskazówek, by funkcjonować w naszym społeczeństwie. – Podam przykład. Kobiety z krajów bałkańskich, gdy idą do opieki społecznej po zasiłek, ubierają się jak najlepiej, bo taka jest u nich kultura, że w urzędzie trzeba się dobrze prezentować. Przychodzą obwieszone złotem, nie własnym rzecz jasna, tylko pożyczonym od kilku osób. U nas jest to źle przyjmowane. Urzędnik uznaje, że takiej osobie zasiłek się nie należy – mówi Nocuń. Do tego dochodzą problemy ze znalezieniem pracy, utrzymaniem się, wynajęciem mieszkania. Nie wszyscy są sobie w stanie z tym poradzić..
Jak intruzi
Ci, którzy nie znają polskiego, mają trochę łatwiej. Nie słyszą tych komentarzy na ulicy czy w autobusie: „Patrz, Murzyn!", „Czarny idzie", „Co on tu robi, niech wraca do siebie" – opowiada Elmi. – Przez ostatnie lata dużo w Polsce się zmieniło, ale wciąż osoby o innym kolorze skóry są sensacją, ciekawostką, dziwadłem. Jest wiele bezsensownych stereotypów dotyczących Afrykańczyków – że nieuczciwi, niewykształceni, brudni. Nie rozumiem tego, w końcu mamy XXI wiek – mówi. – Pracuję jako barman w dyskotece. Często wracam do domu nad ranem i ciągle muszę uważać, bo nie wiadomo, co się może stać, czy ktoś mnie nie zaatakuje.