wstrząsnął politykami. Przypomnieliśmy, że premier zapewniał 14 sierpnia, iż nie otrzymywał od służb informacji o Amber Gold, które wykraczałyby poza to, o czym pisały media. Tymczasem 24 maja do Kancelarii Premiera trafiła notatka ABW, która powstała m. in. na podstawie doniesienia Banku Gospodarki Żywnościowej. Alarmował on, że Amber Gold oszukuje klientów, iż deponuje złoto w BGŻ.
Zapytaliśmy wczoraj rzecznika rządu Pawła Grasia, kiedy Donald Tusk zapoznał się z notatką. Nie odpowiedział. Zamiast tego wieczorem opublikował list do „Rz". Zarzuca, że w naszym tekście znalazły się „nieprawdziwe informacje oraz krzywdzące nieścisłości". Zdaniem Grasia premier mówił wyłącznie, że nie dostał od służb informacji, by ostrzec syna. I nie mówił, że służby „ani prokuratura do dnia konferencji nie informowały o przestępczej działalności spółek Marcina P.".
Jednak to tłumaczenia rzecznika rządu mogą wprowadzać w błąd. Po pierwsze, premier 14 sierpnia mówił: „Informacje, jakie otrzymuję także od służb specjalnych są klauzulowane, (...) nie będą nigdy przedmiotem szerokich komentarzy publicznych, ale w czasie, o którym rozmawiamy, a więc wiosną, późną wiosną, wczesnym latem żadna z informacji, jakie otrzymywałem nie wykraczała poza to, o czym media informowały dość szeroko". Nie odnosiło się to zatem wyłącznie do jego syna, lecz do informacji podawanych przez służby.
Po drugie, premier mówił wtedy: „Problem polega na tym, że OLT Express i niestety Amber Gold działały w świetle prawa i do dzisiaj prokuratura nie dopatruje się znamion przestępstwa". Później dodał: „To co bezpośrednio zależne o moich decyzji, od decyzji rządu, lub instytucji rządowych, działało sprawnie, co nie znaczy, że mogło zapobiec temu procederowi, dopóki nie ma twardego przekonania, że mamy do czynienia z przestępstwem". Z zestawienia tych wypowiedzi wynika, że prokuratura ani służby podległe premierowi nie miały do połowy sierpnia „twardego przekonania", że doszło do przestępstwa. Co obala zarzut Grasia, że premier nie powiedział czegoś takiego.