Grzegorz B. odpowie za uderzenie policjanta i zmuszanie go w ten sposób do zaniechania czynności służbowych oraz za „naruszenie miru domowego".
– Wdarł się na teren cmentarza i nie chciał go opuścić – tłumaczy Dariusz Ślepokura, rzecznik stołecznej prokuratury.
Do obu zarzucanych czynów doszło 18 września ub. roku na warszawskich Starych Powązkach. Wówczas na zlecenie wojskowej prokuratury dokonywano tam ekshumacji wiceprzewodniczącej fundacji "Golgota Wschodu" Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Podczas ekshumacji cmentarz był zamknięty dla osób postronnych, a wejść pilnowała żandarmeria wojskowa. Terenu wokół pilnowała policja. Przed wejściem na cmentarz zgromadziła się grupa kilkudziesięciu osób z klubów "Gazety Polskiej", z transparentami "Żądamy prawdy" i "Smoleńsk - nie pozwolimy zakłamać prawdy". Przybyli też posłowie PiS, m.in. Antoni Macierewicz i Anna Fotyga.
Kilka osób próbowało przedostać się na teren cmentarza przechodząc przez mur. Był wśród nich Grzegorz B., któremu to się udało. Policja próbowała wywieźć go z terenu cmentarza, jednak po przepychankach z policją i żandarmerią wojskową pikietujący i posłowie PiS nie dopuścili do wyjazdu radiowozu z terenu cmentarza. Podczas przepychanek krzyczeli "Uwolnić Grzegorza Brauna. On tylko wykonywał swoje obowiązki, dokumentował ekshumację", "Tu jest Polska".
Zarzuty reżyser usłyszał w czwartek w prokuraturze na warszawskiej Woli. Stawił się tam dobrowolnie na wezwanie śledczych. – Podejrzany nie przyznał się do winy. Odmówił też składania wyjaśnień – mówi prok. Ślepokura.