W ubiegłym tygodniu w Brukseli odbyła się kolejna runda trwających od 2011 roku negocjacji, których celem jest rozwiązanie problemu Naddniestrza – samozwańczej autonomicznej republiki, która wydzieliła się z terytorium Mołdawii i funkcjonuje z pomocą Rosji. Rozmowy organizowane są w formacie 5+2, który obejmuje mediatorów – OBWE, Rosję i Ukrainę, obserwatorów – USA i UE, oraz podmioty procesu pokojowego: Mołdawię i Naddniestrze. – Mamy powody do optymizmu. Uzgodniliśmy, że będziemy stopniowo realizować program dojścia do swobody poruszania się i wymiany towarowej – mówiła po spotkaniu Nina Sztanski, negocjatorka ze strony Naddniestrza. Porozumienie potwierdził Eugen Karpow, negocjator mołdawski. Obiecał, że parlament zajmie się nowymi przepisami, w tym m.in. zniesieniem kontroli imigracyjnych wobec posiadaczy paszportów ukraińskich i rosyjskich, którzy zamieszkują Naddniestrze.
Łagodny konflikt
Mołdawia musi wzmacniać kontrole na granicach, jeśli chce podpisać z UE umowę o ruchu bezwizowym. Karpow obiecał jednak, że mieszkańcy Naddniestrza na tym nie ucierpią.
Cywilizowane rozmowy na neutralnym gruncie, uśmiechy i przyjazne gesty – to raczej rzadkość u stron tzw. zamrożonych konfliktów na terenie byłego ZSRR.
Jednak ten o Naddniestrze ma stosunkowo łagodny przebieg, nie ma w nim etnicznej nienawiści czy zbrojnych napięć. Nawet Rosja, mocodawca dokonanej w 1990 roku secesji, jest w zasadzie za włączeniem Naddniestrza do Mołdawii, bo obawia się, że bez tego Mołdawia znajdzie się jeszcze dalej od jej strefy wpływów. Ale warunkiem jest stworzenie równoprawnej federacji, w której Naddniestrze uzyska wystarczającą autonomię, a jego elity polityczne ważne miejsce we władzach państwa. Tego z kolei obawia się Mołdawia, sama ciągle mało stabilna w swoim proeuropejskim kursie.
Kiszyniów chce na Zachód
Dlatego na razie na zakończenie secesji nie ma co liczyć. Nina Sztanski przyznała: „do rozwiązania jest jeszcze wiele problemów”.