Rząd Donalda Tuska ma niepowtarzalną szansę na wprowadzenie głębokich reform ustrojowych i gospodarczych, a zajmuje się administrowaniem krajem i płynie z prądem. Wobec wyzwań, które przed nami stoją, trzeba określić tę strategię mianem działalności na szkodę Polski i Polaków. Po cichu do jej bankructwa przyznają się nawet jego prominentni przedstawiciele. Rację ma Bartłomiej Sienkiewicz, że nasze państwo „istnieje teoretycznie".
Ten sposób uprawiania polityki prowadzi nie tylko do długofalowych szkód, ale także powoduje straty tu i teraz. Są nimi chociażby pogłębiająca się niechęć i nieufność Polaków wobec własnego państwa czy trwająca ucieczka rodaków za granicę.
Z tej perspektywy najlepsze, co może nas spotkać, to przerwanie tego spektaklu niemocy. A proces ten przyspieszy wyjazd premiera Donalda Tuska do Brukseli. Nie bez znaczenia jest tu także możliwość faktycznego wpływania na politykę europejską. Okazja taka może się nie powtórzyć.
Partia załatwiaczy
Zgadzam się z moim redakcyjnym kolegą Bogusławem Chrabotą, że premier Tusk „jest »hamulcowym« w procesie reformowania Polski". Naiwnością jednak muszę nazwać wiarę publicysty w to, że bez Tuska Platforma Obywatelska się otrząśnie i dojrzeje do reformatorskiego wysiłku.
Rządząca naszym krajem formacja stała się typową partią władzy – ugrupowaniem, w którym nikt już nie myśli o poważnych projektach czy strukturalnych reformach. Co więcej – nikt już tam nie ma nawet w tyle głowy dobra wspólnego.