Reklama

Wyrok dla mafii za dekadę grozy

W poniedziałek sąd ogłosi karę dla świętokrzyskich gangsterów – członków ostatniej w Polsce grupy przestępczej, która działała na taką skalę.

Aktualizacja: 04.07.2016 06:19 Publikacja: 03.07.2016 19:11

Prokurator żąda kary dożywocia dla Leszka K. oskarżonego o kierowanie zbrojną grupą przestępczą

Prokurator żąda kary dożywocia dla Leszka K. oskarżonego o kierowanie zbrojną grupą przestępczą

Foto: PAP, Piotr Polak

„Człowiek z lasu" „Śruta", „Boruta" – to pseudonimy Leszka K. Ten mężczyzna pochodzący ze wsi w Świętokrzyskiem stworzył i twardą ręką prowadził gang, który przez dekadę siał grozę wśród mieszkańców regionu. Grupa rabowała, napadała i kradła, handlowała narkotykami i wymuszała haracze za „ochronę". Ofiary bito, zastraszano, płonęły ich samochody. Sprawcy przez lata byli bezkarni, działali przy bezczynności miejscowej policji i – o czym ofiary są przekonane – milczącym przyzwoleniu lokalnych notabli.

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Kielcach ma ogłosić wyrok w sprawie mafii świętokrzyskiej – jednej z największych grup przestępczych w kraju, ostatniej, która działała na tak wielką skalę.

– Dla Leszka K., oskarżonego o kierowanie zbrojną grupą przestępczą, która dopuściła się szeregu przestępstw, zażądałem kary dożywocia – mówi „Rzeczpospolitej" prok. Robert Rolka z Prokuratury Okręgowej w Kielcach, który od kilku lat, wraz z zespołem śledczych, rozlicza kolejne czyny K. i jego ludzi.

Jeden z najgroźniejszych gangów działał – jak twierdzą śledczy – co najmniej od 2000 do 2009 r. Każda z jego podgrup trudniła się czymś innym. Jedna kradła samochody, by brać okup za ich zwrot lub je sprzedawać. Członkowie innej włamywali się do mieszkań i hurtowni, ściągali haracze, niepokornych podpalali. Trzeci odłam zarabiał na narkotykach.

Ojciec chrzestny

Wszystkim rządził Leszek K., dziś 52-latek. Bezwzględny, mściwy. „Miał władzę absolutną" – czytamy w akcie oskarżenia. Decydował, jaki skok zrobić, kto ma wziąć w nim udział. To on dzielił łupy. Nikt z jego podwładnych nie mógł działać na własną rękę. Dostarczał potrzebne rzeczy: broń, granaty czy płyn do podpaleń samochodów. W życiu prywatnym K. starał się uchodzić za dobrego męża, przykładnego ojca i parafianina.

Reklama
Reklama

Jego gang działał na zasadzie partyzantki – twierdzą śledczy. Po napadzie czy rozboju podwładni K. wracali do swoich zajęć, a niektórzy nawet do legalnej pracy.

Do szczególnie dochodowych „skoków" Leszek K. dopuszczał swoich najbardziej zaufanych ludzi: Tadeusza G. – według śledczych był on drugą najważniejszą osobą w grupie (skazany w głośnej sprawie tzw. gangu kantorowców), oraz Stanisława T. i Mirosława T. Lista przestępstw, o jakie zostali oskarżeni K. i jego ludzie, zawiera łącznie kilkaset pozycji.

Śmierć za honor

Leszek K. nie darował najmniejszej zniewagi. „Muszę go odpalić za to, co mi zrobił" – mówił do jednego ze swoich ludzi pod adresem właściciela dyskoteki w Stąporkowie. Ten 35-latek podpadł mu, bo w bójce okazał się lepszy. K. przysiągł mu zemstę i jakiś czas później wywabił mężczyznę z dyskoteki i śmiertelnie go postrzelił.

Planując skoki, Leszek K. nastawił się na te, które przynosiły znaczące zyski. Tak jak w Radomiu nocą 2001 r., gdy łupem gangu padł ładunek papierosów o wartości ok. 1 mln zł. Sprawcy zakradli się do bazy, gdzie stał TIR z cennym towarem. Strażników skuli kajdankami, skopali, usta zakleili taśmą, a ciężarówkę z naczepą ukradli. Czuli się tak pewnie, że kiedy naczepa się zakopała, najpierw ją zostawili, a później po nią wrócili. Kupca na papierosy znalazł Leszek K., on też podzielił zyski. Sobie za ponad 88 tys. kupił volkswagena, najbardziej zasłużonemu w napadzie członkowi gangu dał 80 tys. zł, za co ten sprawił sobie BMW.

Gang na potęgę kradł samochody, żądając za zwrot okupu. Wielu płaciło.

Chcąc wymusić haracze, podpalano samochody i firmy. Boleśnie doświadczył tego właściciel przedsiębiorstwa Wtórpol ze Skarżyska-Kamiennej zajmującego się zbiórką odzieży i jej przetwarzaniem. Ten największy w regionie zakład, zatrudniający ponad tysiąc pracowników, był łakomym kąskiem dla przestępców. Kiedy przestał płacić za „ochronę", ludzie Leszka K. zaczęli go nękać.

Reklama
Reklama

– Sprawcy podpalali ciężarówki z towarem oraz samochody osobowe właściciela firmy i pracowników. Największe tego typu ataki zaczęły się w 2006 r. – mówi mec. Ireneusz Wilk, pełnomocnik przedsiębiorcy.

Firma miała kilkadziesiąt pojazdów, co chwila płonęły kolejne. Podpalili mercedesa biznesmena i dwa inne auta osobowe, w tym jedno pracownicy firmy. Straty sięgały setek tysięcy złotych. Niedługo potem ludzie K. ostrzelali z broni maszynowej dom pracownika firmy, oddając kilkanaście strzałów m.in. w okna. Na koniec rzucili na podwórko granat, który jednak nie wybuchł.

Seria podpaleń w 2007 r. przykuła uwagę mediów. Leszek K. się przyczaił, ale wkrótce spłonęły drzwi mieszkania szefa Wtórpolu w Zakopanem.

W styczniu 2007 r. było o włos od tragedii. Pod samochód biznesmena podłożono bombę – miała wybuchnąć, gdy wsiądzie on do auta. Na szczęście biznesmen uszedł z życiem.

Opór właściciela Wtórpolu stał się początkiem końca gangu.

Rozliczanie gangu

W Skarżysku powszechnie wiedziano, że bandyci są powiązani z wpływowymi lokalnymi notablami, w tym z policją. Śledczy potwierdzili, że członkowie gangu mieli wstęp na komisariat, unikali wpadek. Leszek K. miał dostęp do poufnych informacji, np. o częstotliwościach używanych przez policję, więc po skoku gang unikał pościgu. Dzięki jego znajomościom znikały dowody, np. butelka z odciskami palców jednego z członków gangu, której zawartością oblano jedno z aut, po czym je podpalono.

Reklama
Reklama

Przełomem był wybuch bomby pod samochodem prezesa Wtórpolu i jego decyzja o zatrzymaniu zakładu w 2007 r. w trosce o dobro załogi i rodziny. Po medialnej burzy policja się zaktywizowała. Jednak początkowo sprawy umarzano.

– Po analizie złożyliśmy wnioski o ponowne wszczęcie śledztw – mówi mec. Ireneusz Wilk.

W 2009 r. zaczęło się rozliczanie gangu Leszka K. i pierwsze zatrzymania. Od tej pory prok. Robert Rolka z zespołem śledczych rozpracowuje „dokonania" gangu. W 2012 r. K. został skazany na dziewięć lat więzienia.

– W śledztwie wyłoniono łącznie ok. 150 oskarżonych, w tym około 35 o działanie w grupie przestępczej. Dotąd ponad 50 osób już zostało skazanych – mówi prok. Robert Rolka, który skierował do sądu w tej sprawie w sumie 22 akty oskarżenia. Pomocni okazali się tzw. mali świadkowie koronni.

Teraz Leszek K. i kolejni jego ludzie usłyszą wyrok. Jak mogli przez tyle lat działać? Śledczy nie znaleźli dowodów na to, że ktoś z policji współpracował z gangiem, ułatwiając mu działalność.

Reklama
Reklama

– W naszej ocenie grupa nie funkcjonowałaby tyle lat, gdyby nie wsparcie skorumpowanych organów ścigania. Ta kwestia była badana przez Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie. Jednak świadkowie nie chcieli składać zeznań, obawiając się o życie – mówi Ireneusz Wilk, pełnomocnik właściciela firmy Wtórpol i oskarżyciel posiłkowy.

„Człowiek z lasu" „Śruta", „Boruta" – to pseudonimy Leszka K. Ten mężczyzna pochodzący ze wsi w Świętokrzyskiem stworzył i twardą ręką prowadził gang, który przez dekadę siał grozę wśród mieszkańców regionu. Grupa rabowała, napadała i kradła, handlowała narkotykami i wymuszała haracze za „ochronę". Ofiary bito, zastraszano, płonęły ich samochody. Sprawcy przez lata byli bezkarni, działali przy bezczynności miejscowej policji i – o czym ofiary są przekonane – milczącym przyzwoleniu lokalnych notabli.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Reklama
Kraj
Pierwsze odszkodowania dla pogorzelców z Ząbek. Ubezpieczyciele wypłacili już ponad 8 mln zł
Kraj
Warszawa coraz lepsza dla myszy i szczurów? Spada populacja kotów wolno żyjących
Kraj
Urzędnicy aresztowali buławę hetmana Branickiego. Od trzech lat leży w magazynie
Kraj
Odbudowa Pałaców Saskiego i Brühla. Testowanie kamienia
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Kraj
Krok w strony budowy wieżowca przy Twardej 7. Będzie wąski, wysoki i podcięty
Reklama
Reklama