Reklama

Trudne rozmowy Angeli Merkel z Recepem Tayyipem Erdoganem

Kanclerz Niemiec miała problem ze znalezieniem wspólnego języka z prezydentem Turcji.

Aktualizacja: 02.02.2017 16:24 Publikacja: 02.02.2017 15:58

Trudne rozmowy Angeli Merkel z Recepem Tayyipem Erdoganem

Foto: AFP

Angela Merkel jest dziś w Ankarze, po raz pierwszy od lipcowego nieudanego puczu w Turcji, po którym władze zaostrzyły walkę z przeciwnikami politycznymi. Zdecydowała się na wizytę u mocno krytykowanego w Niemczech Recepa Erdogana, bo od niego przede wszystkim zależy, czy do Europy nie popłyną znowu dziesiątki tysięcy imigrantów z Azji.

Po wspólnej konferencji prasowej trudno wnioskować, czy porozumienie o ograniczeniu napływu imigrantów przetrwa. Angela Merkel i Recep Erdogan zachowywali się na niej tak, jakby chcieli podkreślić, że wywodzą się z różnych światów.

Kanclerz Niemiec, jak podkreślają niemieckie media, stanowczo upomniała Turcję, by ta trzymała się zasad praworządności.

- Opozycja to element demokracji - podkreśliła stojąc obok mającego coraz większą władzę Erdogana. Jego władza może być wkrótce nieograniczona i to na długie lata, jeżeli - tak jak planuje - od 2019 roku w Turcji zostanie wprowadzony system prezydencki. Choć sam Erdogan uważa, że powierzenie mu kolejnych uprawnień i wydłużenie urzędowania do 2029 roku nie zagrozi zasadzie trójpodziały władzy.

Merkel podkreśliłą też, że mówiła z gospodarzem o wolności słowa. Turcja przoduje bowiem w ponurej konkurencji - zamykaniu dziennikarzy do więzień. Z niedawnego raportu Committee to Protect Journalist wynika, że spośród 259 więzionych na świecie reporterów 81 siedzi za kratami w Turcji (są oskarżeni o działalność antypaństwową).

Reklama
Reklama

Na zupełnie inne problemy zwrócił uwagę podczas konferencji prasowej Erdogan. Portal tureckiej prorządowej gazety Sabah najbardziej zainteresował się obroną islamu w wykonaniu prezydenta.

- W żadnym kontekście nie można używać określenia "terroryzm islamistyczny" - powiedział Erdogan. Dlaczego? Bo "islam" dosłownie oznacza pokój. - Łączenie terroru z islamem, co jest wynikiem działalności Daeszu, niepokoi miliardy muzułmanów na świecie - dodał.

Ściślej rzecz biorąc muzułmanów jest około miliarda. Daesz to arabski skrót nazwy tzw. Państwa Islamskiego, które poza okupowaniem części terytorium sąsiednich krajów - Syrii i Iraku - przeprowadza również zamachy w Turcji.

Erdogan zręcznie połączył tzw. Państwo Islamskie z innymi organizacjami, z którymi walczy i które uważa za terrorystyczne. Z ruchem muzułmańskiego kaznodziei Fethulaha Gülena, który zdaniem władz tureckich zorganizował lipcowy pucz oraz ze zbrojną organizacją syryjskich Kurdów - YPG.

Prezydent mówił, że "niezwykle ważne" jest, by Niemcy, z którymi Turcja jest razem w NATO, wspólnie walczyły z terroryzmem. A dowodem na to ma być pomoc w schwytaniu uczestników zamachu stanu. W ten sposób potwierdziło się to, o czym pisał ostatnio tygodnik "Der Spiegel".

Otóż Turcja domaga się od Niemiec, by wydała 40 oficerów służących do połowy zeszłego roku w ośrodkach NATO poza granicami ojczyzny, którzy po nieudanym puczu starali się o azyl w Niemczech. Po odesłaniu do kraju zapewne zostaliby poddani represjom, jak tysiące innych mundurowych oskarżonych o udział w spisku gülenistów.

Reklama
Reklama

Ankara zagroziła podobno Berlinowi, że jeżeli oficerowie nie zostaną wydani, to o unijnym porozumieniu w sprawie powstrzymania imigrantów,ważnym szczególnie dla Niemiec, można zapomnieć.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Kolejne dziesiątki milionów w remont Sali Kongresowej. Termin otwarcia się oddala
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama