Panie pośle, coś na katar!

Publikacja: 12.12.2009 17:35

Paweł Bravo

Paweł Bravo

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/12/12/panie-posle-cos-na-katar/]na blogu[/link] [/b]

„Są dwa podejścia do skandali seksualnych z udziałem polityków“ – pisze Mira Suchodolska w komentarzu redakcyjnym „Polski“. „Francuski, który z grubsza polega na tym, że ludzi nie obchodzi, co inny człowiek, choćby senator robi we własnym łóżku (…) i anglosaski, który sprowadza się do tego, że facet który daje się przyłapać na tym, jak ubrany w kwiecistą sukienkę wciąga kreskę w towarzystwie dwóch wulgarnych dziwek, nie ma prawa mówić innym, jak powinni się zachowywać. Polacy są tutaj bardzo angielscy“ – ocenia publicystka, w kontekście dalszych losów senatora Krzysztofa Piesiewicza. Dlatego „może jeszcze jakoś by się wykpił, ludzie uwierzyliby, że zażywał tabletki od bólu głowy przez nos, bo się upił i zapomniał, gdzie ma usta. Ale ta sukienka pogrzebała Piesiewicza zupełnie“.Dlatego lepiej, aby Piesiewicz (chociaż jej zdaniem nie zrobił „niczego strasznego“) „usunął się w cień“.

I to chyba najrozsądniejsze słowa, jakie napisano w tej sprawie w dzisiejszych gazetach. Bo poza tym można przeczytać pocieszne tłumaczenia przyjaciół którzy – według „Polski“ – „przypominali niewątpliwe zasługi senatora Piesiewicza w walce z komunizmem“. Albo sensowny we fragmentach, ale nie dostrzegający sedna problemu komentarz Magdy Żakowskiej w „Wyborczej“, który skupia się głównie nad tym, jakie świństwo wyrządził tabloid wieszając w internecie dwa filmiki.

Piesiewicz pozostaje dla niej „autorytetem moralnym i prawniczym“. Ale czy pozostaje nim w oczach wyborców? Autorka przechodzi do porządku dziennego nad prostym faktem, że istotą takich skandali jest naruszenie obłudnej zmowy, jaką wszelkie osoby wywyższone w życiu publicznym zawierają z ludem. W gruncie rzeczy każdy z nas wie, że polityk składa się z cnót na równi ze słabostkami a poza tym ma prawo po godzinach bawić się jak mu się żywnie podoba („podwójne życie prowadzi wielu z nas, ja także“ – przyznaje Żakowska). Ale wolimy udawać, że jest inaczej i nagłe opadnięcie zasłony, choćby odbyło się za sprawą podłych szantażystek, skutkuje utratą majestatu niezbędnego do tego, żeby grać w teatrze władzy.

Może to niezbyt rozumne, ale politykowi ujdzie wódka czy narkotyk, ale nie ma prawa być żałosny, nawet jeśli sposób, w jaki został „wystawiony“ jest skądinąd wstrętny. Zresztą założenie, że nie mogą nami rządzić ludzie z substancjami odurzającymi w żyłach doprowadziłoby do nagłego wyludnienia na Wiejskiej. Bartosz Arłukowicz przepytywany przez „Polskę“ o relację z Grzegorzem Napieralskim jako podstawowy parametr jej bliskości uznaje fakt, że „możemy pójść na wódkę, pogadać“. Ostatnio jednak panów połączyła aspiryna. Arłukowicz przyznaje , że koledzy „masowo“ proszą go o recepty, jest bowiem lekarzem (pediatra ze specjalizacją „duzi chłopcy“?). „Ostatnio badałem Napieralskiego, który był chory. Poprosił mnie, aby przyjechać do niego do domu. I modliłem się, żeby jakiś paparazzi nas nie sfotografował. Bo to była taka scena: stoi rozebrany Napieralski, leci mu z nosa, ma 40 stopni gorączki a ja stoję i go badam“. Może ta gorączka częściowo tłumaczy dlaczego „Napieralski chce się uczyć od Chaveza“, jak donosi „Wyborcza“ relacjonując dyskusję nad programem SLD szykowanym na konwencję partii.

Arłukowicz zapewnia również, że koledzy z klubu nie proszą go przepisanie viagry, bo „SLD jest odmłodzone (…) poza tym dla nas liczą się uczucia“. I to w sumie jedyne dobre słowa, jakie padają w tej rozmowie o SLD ze strony człowieka, który ponoć ma szansę zdrowo na tzw. lewicy zamieszać. Reszta to sprzeczne wykręty („od miesiąca nienawet nie myślałem o lewicy“. „Nie zgadzam się na żadną formę współpracy z PiS“ a zaraz potem: „wszystko co rozbija dominację konserwatywnej myśli w TVP wyjdzie nam na zdrowie“) albo lekko zawoalowane odsyłanie mandarynów na aut. O Kwaśniewskim uprzejmie – „chciałbym żeby zaczął z nami rozmawiać, ale tak naprawdę“. Co nie nastąpi, także dlatego, że były prezydent, jak czytamy w „Fakcie“ został kurą domową i „ze znawstwem oglądał wołowinę i jak doświadczona gospodyni wybierał warzywa“.

Pojawiają się też istotniejsze wątki – związane z obecnością Arłukowicza w komisji śledczej (w największym skrócie: „Platforma już odwróciła tę aferę“). Odnajdą je państwo także w w wywiadzie, jaki publikuje z Arłukowiczem „Rzepa“.

Reszta tego, co przykuwa uwagę w gazetach dotyczy świata. W „Wyborczej“ celny, krótki komentarz anglo-holenderskiego publicysty Iana Burumy po szwajcarskim referendum w sprawie minaretów. „Czy Szwajcarzy są większymi bigotami od reszty Europejczyków? Pewnie nie. Referenda wyrażają nie tyle wyważone opinie, ile instynktowne odczucia, które rzadko bywają liberalne“. Dalej Buruma próbuje te uczucia zrozumieć, kreśląc wizję Europejczyków, którzy z rozmytą własną tożsamością czują się nieswojo wobec wyrazistych muzułmanów. „Większość Europejczyków cieszy się większą swobodą niż kiedykolwiek (…) Jednak za tę nowo zdobytą swobodę trzeba było zapłacić. Nie zawsze uwolnienie od religii i tradycji dawało więcej szczęścia – raczej więcej zagubienia, lęku, resentymentów (…) muzułmanom zazdrościmy, że zachowali wiarę, że wiedą kim są, że mają coś, za co warto umierać“. Buruma wskazuje też, że „najzagorzalszych zwolenników znalazł antymuzułmański populizm na byłej lewicy, bo ona też utraciła wiarę w światową rewolucję itp. Wielu lewicowców (…) pochodziło z religijnych rodzin. Przeżyli więc podwójną stratę. Zwalczając islam mówią wiele i chętnie o obronie oświeceniowych wartości, a w rzeczywistości opłakują upadek religijnej czy świeckiej wiary“.

Dla Burumy na „chorobę społeczną, jaką ujawniło szwajcarskie referendum, nie ma niestety szybkiego lekarstwa“, ale w każdym razie „im mniej referendów tym lepiej“. Zabawnie to się czyta w w zestawieniu z umieszczonym obok streszczeniem pióra Piotra Burasa pewnej niemieckiej książki zawierającej „wizję wielkiej kulturowej transformacji“. Tak, zgadli państwo, chodzi o to, żeby przestać niszczyć klimat i upierać się przy wzroście gospodarczym. W jaki sposób możemy w trosce o dobro planety przekonać polityków, by przestali gonić za dobrobytem, by przestali tworzyć warunki do bogacenia się? Tylko przez demokrację bezpośrednią. Już ja widzę te referenda, w których Niemcy wybierają „strategiczną konsumpcję“ zamiast tej beprzymiotnikowej.

Mniej zrozumienia niż Buruma co do „lęków i resentymentów“ miał w „Wyborczej“ Maciej Stasiński, autor ciekawej relacji z walki Katalonii o coraz większą autonomię. Sporo znajdziemy tam epitetów w rodzaju „zapalczywi nacjonaliści“, „przypływ obłędnych pasji“, „kamień, którym nacjonaliści rzucą w Hiszpanię“. A szkoda, bo w sumie tekst pokazuje z wielu stron ciekawy problem – oto nacjonalizmy ogólnohiszpański i kataloński „przestały się targować o pieniądze, a zaczęły wadzić się o godności i tożsamości“. Trzeba tylko odsiać „obłędną pasję“ autora do ciepło/zimnej dychotomii „rozwaga-namiętności“ gdzie – rzecz jasna – dobrą rozwagę reprezentują nieokreśleni „obywatele Hiszpanii“ a zgubne namiętności żywią Hiszpanie i Katalończycy, chcący „spruć państwo“.

Z zimnej, obywatelskiej półkuli przybyła działaczka Partii Kobiet, Anna Nowicka, która w „Wyborczej“ garść sensownych uwag o np. opiece przedszkolnej na prowincji musiała poprzedzić paroma refleksjami o idealnej Szwecji. Nauczyła się tam „pracy społecznej, samodzielnego myślenia, życzliwości, zaufania społecznego“. Oto obrazek przesycony samodzielnym myśleniem: „w czasie studiów pracowałam w knajpie studenckiej, szef spytał mnie, czy nie zechciałabym sprzątnąć toalet. Bo w Szwecji szef nie może ‘kazać’, to wynika z zasady szacunku dla każdego. Ja zaś, w myśl tej samej zasady nie mogę odpowiedzieć, że nie zechciałabym. Chyba że są ku temu ważne powody“. Prostą rzeczywistość, że kiedy jest do umycia kibel, to za szczotkę nie złapie mężczyzna na kierowniczym stanowisku, a podwładna jest od wykonywania poleceń, można zakamuflować szacunkiem. Szkoda tylko ważnego słowa i jego zwyczajnego sensu.

„Po Szwecji trudno żyć gdzie indziej“ – dodaje Anna Nowicka. Takie rzeczy mówić w grudniu? Proszę bardzo, ja wybieram zatrutą resentymentem Katalonię.

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/12/12/panie-posle-cos-na-katar/]na blogu[/link] [/b]

„Są dwa podejścia do skandali seksualnych z udziałem polityków“ – pisze Mira Suchodolska w komentarzu redakcyjnym „Polski“. „Francuski, który z grubsza polega na tym, że ludzi nie obchodzi, co inny człowiek, choćby senator robi we własnym łóżku (…) i anglosaski, który sprowadza się do tego, że facet który daje się przyłapać na tym, jak ubrany w kwiecistą sukienkę wciąga kreskę w towarzystwie dwóch wulgarnych dziwek, nie ma prawa mówić innym, jak powinni się zachowywać. Polacy są tutaj bardzo angielscy“ – ocenia publicystka, w kontekście dalszych losów senatora Krzysztofa Piesiewicza. Dlatego „może jeszcze jakoś by się wykpił, ludzie uwierzyliby, że zażywał tabletki od bólu głowy przez nos, bo się upił i zapomniał, gdzie ma usta. Ale ta sukienka pogrzebała Piesiewicza zupełnie“.Dlatego lepiej, aby Piesiewicz (chociaż jej zdaniem nie zrobił „niczego strasznego“) „usunął się w cień“.

Pozostało 88% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej