Leszek Miller zeznał przed komisją śledczą, że nie spotkał się z lobbingiem ws. nowelizacji ustawy hazardowej. Tłumaczył, że podatek od jednorękich bandytów w 2003 r. nie został podniesiony do 200 euro, bo większość automatów zostałaby w szarej strefie.
- Nie rozmawiałem z nikim z tej branży, nikt do mnie nie docierał - mówił były premier. Podkreślał, że również żaden z ministrów jego gabinetu, a także posłowie nie donosili mu o prowadzonych wokół nich działaniach lobbingowych.
Miller mówił, że koncepcja, by podatek od automatu o niskich wygranych wynosił 200 euro pochodziła z resortu finansów. Ocenił, że był to bardzo wysoki pułap, bo wówczas najwyższe stawki w Europie sięgały 125 euro. Były premier podkreślił, że pierwszy pomysł, by obniżyć stawkę do 50 euro pojawił się w projekcie poselskim autorstwa PSL. - Potem w różnych dyskusjach te propozycje się pojawiały - dodał.
Ostatecznie - jak mówił - w trakcie prac sejmowych, ustalono jako kompromis formułę podatku kroczącego, który początkowo miał wynosić 50 euro i zwiększać się aż do 125 euro. - To rozwiązanie zaakceptowało Ministerstwo Finansów - zaznaczył.
Miller zeznał, że o pomyśle wprowadzenia tzw. podatku kroczącego od automatów do gier poinformował go ówczesny szef kancelarii premiera Marek Wagner. Po naradzie, którą odbył z przedstawicielami klubów poselskich wagner poinformował go, że jest taka propozycja i uzyskała też akceptację resortu finansów.