Polska Ludowa w swej wątpliwej krasie

Niewykluczone, że komunizm nie przegrał z opozycją demokratyczną, Lechem Wałęsą, ani nawet z Janem Pawłem II, lecz z "bujną materią życia". Ot, co

Aktualizacja: 12.01.2013 15:27 Publikacja: 12.01.2013 00:01

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Podobny "Słownik PRL" mógłby sporządzić każdy, komu wypadło żyć w systemie, który bez żalu porzuciliśmy z dnia na dzień w 1989 r., a za którym - jak się teraz okazuje - znaczna część z nas tęskni, roniąc łzy na samą myśl o... No właśnie - o czym?

Marek Nowakowski postanowił w swej nowej książce przypomnieć najbardziej charakterystyczne - jego zdaniem - zjawiska składające się na PRL-owską rzeczywistość. Zjawiska poważne, przywołujące lęki z przeszłości, samym brzmieniem nazw budzące grozę, ale i fakty dowodzące, iż nieprzypadkowo uważaliśmy się za "najweselszy barak w obozie", bo też w PRL groteska sąsiadowała ramię w ramię z tragizmem, a absurdalne było niemal wszystko.

Panorama z tajniakiem w tle

"Mój słownik PRL-u" złożony jest z 58 haseł, takich m.in. jak: "element", "inicjatywa", "lewizna", "samokrytyka". W sumie tworzą one zaskakująco rozległą panoramę Polski opatrzonej przymiotnikiem "Ludowa". Dlaczego zaskakująco? Jak wielu zapewne czytelników znałem część tego "Słownika..." z wcześniejszych publikacji, poszczególne jego hasła - w miarę powstawania - ukazywały się bowiem na łamach prasy, przede wszystkim "Rzeczpospolitej". Traktowałem je wówczas jako felietony, obrazki z przeszłości, czasem sentymentalne, niekiedy dramatyczne, jeszcze jedne charakterystyczne dla Marka Nowakowskiego "powidoki", odpryski z lustra odbijającego w sobie świat, który należy już tylko do historii.

Czy można mówić o nostalgii za PRL? Dlaczego zamiast tradycyjnego "Precz z komuną", pojawia się czasem hasło "Komuno, wróć"? Co nam zostało z tamtych lat, jeszcze niedawno powszechnie nazywanych "słusznie minionymi"? O tym - w najnowszym magazynie weekend.rp.pl. Najciekawsze teksty z archiwum "Rzeczpospolitej" i innych naszych tytułów, filmy, rozmowy, zdjęcia

A tu pełne zaskoczenie! Wystarczyło zebrać teksty te razem, by Polska Ludowa pojawiła się przed nami w całej swej wątpliwej krasie. Z ogonkami pod sklepami i wódką od trzynastej, wyścigami pracy i Wyścigiem Pokoju, tablicami z napisem "Zabrania się... " i strażnikami przemysłowymi, czynami społecznymi i wiecami. Z tajniakami snującymi się niezmordowanymi sforami, bezpieczniakami i agitatorami, szukającymi dziury w całym kadrowcami w zakładach pracy czy inżynierami dusz, którym zdawało się, że są pisarzami. Ale i z cinkciarzami, konikami pod kinem, bikiniarzami rozrabiającymi na zabawach urządzanych, rzecz jasna, "na dechach". Z budkami z piwem, sklepikami Spółdzielni Inwalidów pełniącymi rolę pubów i sklepami "za żółtymi firankami", jeżdżącymi po drogach i ulicach gazikami i latającymi w powietrzu kukuruźnikami.

Zawsze pojawiały się jakieś szczeliny

To osobista książka, stąd przymiotnik "mój" w jej tytule. Pewnie podobny słownik każdego z nas byłby nieco inny, pojawiłyby się w nim nowe hasła, można być jednak pewnym obecności w "obowiązkowym zestawie": "bloku" - charakterystycznego elementu socjalistycznego pejzażu, "Pałacu" - daru narodów Związku Radzieckiego od prawie pół wieku górującego nad Warszawą, "paszportu" - przedmiotu marzeń milionów rodaków, "plenum" (wielce prawdopodobne, że rację miał cytowany przez autora "Słownika..." pijaczek, wywodząc, iż "plenum to musi być od ruskiego Čbrać w plenÇ") czy "Pociągu Przyjaźni", za pomocą którego realizowano w jednakim stopniu pasje turystyczne i handlowe.

Sięgając do wcześniejszych książek Marka Nowakowskiego, łatwo się przekonać, że autor ten zawsze przywiązywał wyjątkową wagę do działań tzw. prywatnej inicjatywy. Wypatrywał i wyszukiwał w PRL-owskiej zbiorowości tych, którzy usiłowali żyć inaczej, dokonując wyłomu w obowiązującym modelu społecznym. Stąd brało się też zainteresowanie pisarza rozmaitymi "Księciami nocy", wszelkiego rodzaju ekscentrykami i "Rajskimi ptakami". Jeśli zaś chodzi o "inicjatywę", to warto zacytować zdanie stanowiące kwintesencję "Mojego słownika PRL-u": "Bujna materia życia nie pozwalała się ujarzmić bez reszty i w PRL-u zawsze pojawiały się jakieś szczeliny, które wykorzystywali prywaciarze, niezmordowani w podchodach systemu. Czasem więc prywatna inicjatywa przeradzała się w lewiznę, a lewizna w aferę". Wprawdzie afery rozkwitnąć i rozplenić się miały dopiero w III Rzeczypospolitej, ale z całą resztą należy zgodzić się w całej rozciągłości. Niewykluczone bowiem, że komunizm nie przegrał z opozycją demokratyczną, Lechem Wałęsą, ani nawet z Janem Pawłem II, lecz z "bujną materią życia". Ot, co.

Amnezja bynajmniej nie zbiorowa

Młodzi czytelnicy "Mojego słownika PRL-u" - którym obce są niuanse i rozróżnienia między poszczególnymi okresami naszych powojennych dziejów i stalinizm mieszają z małą stabilizacją towarzysza Gomułki, a stan wojenny z epoką, w której budowaliśmy "drugą Polskę" - mogą pomyśleć sobie po tej lekturze jedno, że na co jak na co, ale na nudę ich ojcowie i dziadkowie nie narzekali. Bo i prawda: jak nie zbierali stonki zrzucanej przez Amerykanów, to potępiali Hupkę i Czaję; jak nie wyjeżdżali na kursokonferencje, to zabezpieczali teren przed przyjazdem pierwszego sekretarza; albo ścigali sabotażystów i wichrzycieli, albo sami zostawali elementami antysocjalistycznymi; krytykowali i samobiczowali się; rozpracowywali dywersantów i bumelantów oraz umacniali przyjaźń polsko-radziecką; w dzień dawali odpór Wolnej Europie, a wieczorem jej słuchali; śpiewali "Nie zna granic ni kordonów pieśni zew" i tańczyli boogie-woogie. Żyli w kolektywie, ale na własny rachunek.

Na własny. Dziś tęsknimy podobno za tym wszystkim. Czyżbyśmy mieli do czynienia ze zjawiskiem zbiorowej amnezji? Nie sądzę. Nie stają na baczność przy dźwiękach "Międzynarodówki" ci, którzy nie nosili na piersi czerwonej legitymacji, nie utracili pamięci ci, których zamykano, ci natomiast, którzy zamykali innych, twierdzą, że tego nie robili, a jeśli nawet - w wyjątkowych przypadkach - przyznają się, utrzymują, że czynili to dla publicznego dobra. Kto chce - niech wierzy. Kto nie chce - niech przeczyta książkę Marka Nowakowskiego i przypomni sobie "tę naszą młodość - ten szczęsny czas". Szczęsny? A niech go szlag...

 

Marek Nowakowski Mój słownik PRL-u.
Alfa, Warszawa 2002.

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Podobny "Słownik PRL" mógłby sporządzić każdy, komu wypadło żyć w systemie, który bez żalu porzuciliśmy z dnia na dzień w 1989 r., a za którym - jak się teraz okazuje - znaczna część z nas tęskni, roniąc łzy na samą myśl o... No właśnie - o czym?

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Kraj
Michał Braun: Stawiamy na transparentność
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska