Na sali sądowej pojawił się tylko lekarz Mirosław G. z pełnomocnikami. Zbigniew Ziobro w piśmie do sądu wnosił o odroczenie rozprawy, bo jako poseł musiał być w Sejmie.
Proces o ochronę dóbr osobistych jednak się rozpoczął, bo zdaniem sądu Ziobro mógł wyznaczyć pełnomocnika. Sąd nie uwzględnił też dwóch innych wniosków byłego ministra sprawiedliwości: o przeniesienie procesu do Warszawy i zawieszenie postępowania do czasu rozstrzygnięcia sprawy karnej dr. G.
Na wczorajszej rozprawie sąd wysłuchał nagrania z konferencji prasowej z 14 lutego. Odbyła się wkrótce po zatrzymaniu dr. G. przez CBA i postawieniu mu zarzutów m.in. przyjmowania łapówek i zabójstwa pacjenta. Wtedy padły słynne słowa Ziobry, że „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Zdaniem lekarza minister nie dochował zasady domniemania niewinności i naruszył jego dobra osobiste. Gdy po kilku miesiącach aresztu dr G. wyszedł na wolność za kaucją w wysokości 350 tys. zł, warszawski sąd stwierdził, że śledztwo nie wykazało, by zachodziło duże prawdopodobieństwo, iż umyślnie zabił pacjenta. W procesie cywilnym kardiochirurg domaga się od byłego ministra przeprosin w prasie i 70 tys. zł zadośćuczynienia.
– Jestem bardzo rozczarowany tym, że pan Zbigniew Ziobro nie stawił się na wezwanie sądu. Chciałbym stanąć z nim twarzą w twarz – powiedział lekarz w Radiu RMF. Podkreślił, że chciałby wrócić do pracy. Wątpi jednak, by do czasu oczyszczenia go z zarzutów morderstwa jakiś dyrektor szpitala zdecydował się go zatrudnić.
Zbigniew Ziobro powiedział „Rz”, że nie stawił się w sądzie z powodu ważnych głosowań w Sejmie.