– PO staje na głowie, by zawłaszczyć media publiczne. I to kolejna figura, która ma do tego doprowadzić – tak Marek Suski (PiS) z Sejmowej Komisji Skarbu komentuje wniosek, by sąd wprowadził do Polskiego Radia kuratora. Sprawa jest o tyle interesująca, że minister skarbu Aleksander Grad taki wniosek złożył w połowie maja do sądu rodzinnego. Sąd zwrócił się już do władz radia z prośbą o ustosunkowanie się do wniosku ministra, co oznacza, że ma zamiar zajmować się sprawą.
Na wieść o tym, że sąd dla nieletnich ma decydować o Polskim Radiu, politycy najpierw parskali śmiechem i ironizowali. Zmienili jednak ton, bo okazuje się, że procedura, choć może się wydawać groteskowa, jest właściwa, co potwierdza Grzegorz Żurawski, rzecznik resortu sprawiedliwości. Ministerstwo Skarbu stosowało ją zresztą już kilka razy. – Minister dostał polityczne zlecenie, by znaleźć haka, i tego dokonał – mówi Suski.
– Widać, że PO za wszelką cenę dąży do tego, by z Polskiego Radia odwołać prezesa Krzysztofa Czabańskiego, który jest utożsamiany z PiS. Tymczasem nie ma żadnych przesłanek, by podejmować aż tak drastyczne działania i do Polskiego Radia wprowadzać kuratora – dodaje Dawid Jackiewicz, wiceszef Komisji Skarbu z PiS.
O politycznych pobudkach mówi też prezes Polskiego Radia. – Mamy najlepsze w historii wyniki finansowe, ale minister szuka pretekstu, by za pomocą kruczków prawnych nie udzielić władzom radia absolutorium – komentuje Czabański. Na proces czeka ze sporym zainteresowaniem, ponieważ sąd rodzinny będzie musiał zająć się sprawami gospodarczymi i konstytucyjnymi, bo radę nadzorczą Polskiego Radia powołuje KRRiT.
Ministerstwo Skarbu stanowczo odpiera zarzuty politycznej motywacji wniosku. Rzecznik resortu Maciej Wewiór podkreśla, że minister, który formalnie jest właścicielem Polskiego Radia, musi sprawować nad nim nadzór. – Od kilku miesięcy dopominaliśmy się o uzupełnienie w spółce składu rady nadzorczej. Kilkakrotnie zwracaliśmy się do KRRiT. Próbowaliśmy wszelkich sposobów. Bezskutecznie. Obecna sytuacja grozi paraliżem. Od stycznia rada nadzorcza nie funkcjonuje. Minister nie może dłużej nie reagować. Pozostało więc ostatnie wyjście, czyli podjęta właśnie droga prawna, i nie ma w tym żadnych politycznych pobudek – wyjaśnia Wewiór.