W ubiegłym tygodniu, tuż przed spotkaniem szefów dyplomacji Polski i Białorusi – Radosława Sikorskiego i Siarhieja Martynaua – 12 września, do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wezwana została Andżelika Borys.
Jak się dowiedzieliśmy, usłyszała, że „w imię racji geopolitycznych” i poprawy stosunków polsko-białoruskich powinna ustąpić ze stanowiska prezesa nieuznawanego przez Mińsk kierownictwa Związku Polaków na Białorusi.
– Nie mogę tego skomentować. W sobotę zbiera się Rada Naczelna związku i wtedy podam więcej informacji – powiedziała „Rz” Borys.Ale pogłoski o tym, że szefowa związku jest namawiana do ustąpienia, już krążą wśród Polaków w Grodnie. Nie wszyscy jednak dają im wiarę. – Byłoby fatalnie, gdyby cała sprawa okazała się prawdą. Andżelika Borys tyle wycierpiała, tak była prześladowana za swoją walkę o polskość, że to chyba niemożliwe? – zastanawia się Tadeusz Gawin, pierwszy prezes ZPB.
Andrzej Kremer, wiceszef MSZ, przekonuje, że spotkanie z Borys nie miało nic wspólnego ze spotkaniem Sikorskiego z szefem białoruskiej dyplomacji. – Spotkaliśmy się tydzień wcześniej. Żadne wątki personalne nie były poruszane. Te informacje to absurd – mówi Kremer.
Krzysztof Lisek z PO, szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, dodaje: – I Andżelika Borys, i Związek Polaków na Białorusi mają pełne poparcie rządu – zapewnia. – Z moich informacji wynika, że minister Radosław Sikorski podczas rozmowy z szefem białoruskiej dyplomacji zabiegał o demokratyczne wybory władz związku.