Na początku września, w mieszkaniu na warszawskim Mokotowie znaleziono ciało Janiny Sokołowskiej. Nie wiadomo, co było przyczyną jej śmierci. Prokuratura wykluczyła jednak morderstwo. Sokołowska nie była zameldowana w mieszkaniu,ani nie była jego właścicielką. Policjanci postanowili więc przesłuchać jej rodziców, żeby ustalić, co tam robiła. Wówczas, wyszło na jaw, że mieszkanie faktycznie należy do Włodzimierza Czarzastego, a Janina Sokołowska mieszkała tam od wielu miesięcy.
- Rodzice Janiny Sokołowskiej powiedzieli nam, że mieszkania użyczył ich córce Włodzimierz Czarzasty. Mieszkała tam ponad pół roku - mówi wysoki rangą funkcjonariusz Komendy Stołecznej Policji.
Jak się dowiedzieliśmy mieszkanie, w którym znaleziono Sokołowską, zostało zakupione na inną osobę, faktycznie zaś należy do Włodzimierza Czarzastego.Zdenerwowany ujawnieniem sprawy odmówił komentarza. Niewykluczone, że policja wkrótce przesłucha byłego szefa KRRiT.
Janina Sokołowska od początku afery broniła Włodzimierza Czarzastego.Podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą 18 marca 2003 r.stwierdziła najpierw, że zapisy anty koncentracyjne były proponowane przez Czarzastego. Jednak po przerwie w obradach - odwołała te zeznania. Okazało się, że zrobiła to po długiej rozmowie telefonicznej. Z kim? Twierdziła, że dzwoniła do niej koleżanka. Członkowie komisji nie dali wiary jej sprostowaniu.
- Wyjątkowe związki między Janina Sokołowską a Włodzimierzem Czarzastym były widoczne gołym okiem jeszcze podczas obrad komisji. Ona była osobą, która nie miała żadnego interesu, aby usunąć te słowa z ustawy - twierdzi Tomasz Nałęcz, przewodniczący sejmowej komisji śledczej badającej aferę Rywina. - Gdybym był na miejscu prokuratury nie traktowałbym śmierci Janiny Sokołowskiej jako przypadku. Zachowałbym dużą ostrożność. Może przypadek, a może nie? - zastanawia się Nałęcz.