„Naraził się na własne życzenie” – głosi w tytule artykułu o incydencie w Gruzji dziennik „Polska”. „Najbardziej łagodne opinie specjalistów określające zachowanie Lecha Kaczyńskiego podczas wizyty w Gruzji to „nonszalancja i lekceważenie”. – Nasi funkcjonariusze zostali postawieni przed faktem dokonanym – skarży się w tym artykule kpt. Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR-u. A przecież o ileż byłoby wygodniej – praca łatwiejsza by była – gdyby było odwrotnie i to działania prezydenta zależały od decyzji ochrony i kapitana Aleksandrowicza?
„Prezydent przeszarżował” – to z kolei tytuł na pierwszej stronie „Dziennika”. „Lech Kaczyński wykazał się ułańską fantazją. Gruzińska szarża na pozycje wroga może jednak osłabić nadwątlony autorytet prezydenta” – konkluduje Anna Wojciechowska. I pisze z dużą pewnością siebie: „wiadomo już, że to nie Rosjanie strzelali. Serie z karabinu oddali najpewniej osetyjscy pogranicznicy. Choć być może jedna padła też ze strony gruzińskiej”. Takiego rozeznania redaktor Wojciechowskiej można tylko pozazdrościć, choć ciekawią też tak pewne źródła informacji. Moskiewska „Prawda”?
No i „Gazeta Wyborcza”, która na tle powyższych tytułów zachowuje się… wstrzemięźliwie. Krytykuje wyprawę Lecha Kaczyńskiego, ale też przynajmniej dość rzetelnie relacjonuje przebieg zdarzenia i opinie prezydenta i jego otoczenia. Nie przesądza kto strzelał – że to na pewno nie byli Rosjanie i nie buduje piętrowych epitetów. Marcin Wojciechowski w komentarzu redakcyjnym pisze oczywiście, że „Kaczyński po partyzancku” działa, ale przyznaje: „tak, sytuacja w Gruzji jest dramatyczna, nie można zostawić jej na pastwę losu. Tak, Rosja nie wywiązuje się w pełni z sierpniowego rozejmu”. Przynajmniej tyle.
W powyższych tytułach nie ma za to śladu oburzenia na słowa marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego, który kpił ze strzelaniny w Gruzji w obecności polskiego prezydenta. „Gazeta Wyborcza” przytacza jednak ten cytat z wypowiedzi marszałka: „Jaka wizyta, taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera” i reakcję na to Ludwika Dorna, marszałka sejmu w poprzedniej kadencji. „W moim przekonaniu, ironizując na temat ostrzelania, utracił pan moralną i polityczną legitymację do sprawowania urzędu marszałka sejmu”. Wszystkie znaki na ziemi i niebie świadczą jednak o tym, że Bronisław Komorowski tego nie zrozumiał.