W sprawie doktora G. zgromadzono 51 kaset. Jest na nich blisko 500 godzin nagrań ukrytą kamerą zainstalowaną pod koniec 2006 r. w gabinecie doktora G. w warszawskim szpitalu MSWiA. Podczas sobotniej rozprawy Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa, gdzie toczy się proces, odtworzył pierwsze cztery filmy.
Przy okazji wyszło na jaw, że nagrywano je kamerą należącą do Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Dlaczego? Ponieważ CBA prawdopodobnie nie posiadało wówczas odpowiedniego sprzętu.
Na filmach widać, jak G. przyjmuje pacjentów lub ich bliskich. Krótko z nimi rozmawia, wydając zalecenia dotyczące dalszego leczenia. Tuż przed wyjściem pacjenci kładą na stole koperty. Lekarz się temu nie sprzeciwia. Gdy zamykają się drzwi, odkłada koperty na bok, wcześniej do niektórych zagląda.
Na jednym z filmów, który jest bardzo złej jakości, można zobaczyć jedynie, jak Jadwiga J., która przyszła z mężem (ponad 80-letni Henryk J. był operowany przez G.), podaje lekarzowi dokumenty.
Mirosław G. uważa, że nagrania mogą być zmanipulowane. Chodzi mu o film, na którym pacjentka Barbara Z. wręcza mu książkę. W śledztwie nie przyznała się do dania łapówki, tylko upominku. – Nie miałam czasu na szukanie filiżanki Rosenthala – zeznała. Zamiast tego dała więc lekarzowi album, do którego włożyła 2 tys. zł.