[b]Rz: Część polityków dawnej opozycji uważa, że „Solidarność” nie powinna się w 1989 r. dogadywać z komunistami, bo ustrój i tak był bliski upadku. Wystarczyło poczekać, by przejąć władzę. [/b]
[b]Jerzy Wiatr:[/b] Z perspektywy następnych lat tak się może wydawać. Ale wówczas wielu ludzi uważało, że komunizm potrwa jeszcze 20 lat. Tak napisał Zbigniew Brzeziński w swojej książce w 1987 r. A demontaż systemu komunistycznego w ciągu jednego roku był w ogóle nie do wyobrażenia.
[b]Jednak w 1989 r. polska gospodarka się waliła, a nastroje społeczne gwałtownie pogarszały.[/b]
To prawda, Polska zmierzała ku wielkiej katastrofie. Świadomość tego była po obu stronach. Obóz rządzący bał się powtórki z grudnia 1970 r., a opozycja bała się, że nie zdoła zapanować nad buntem społecznym, bo na jego czele mogło stanąć młodsze pokolenie, u którego Lech Wałęsa nie miał już takiego autorytetu jak w starej „Solidarności”. Dlatego ostatecznie doszło do rozmów Okrągłego Stołu, choć generał Wojciech Jaruzelski musiał przełamać opór członków KC i średniego szczebla aktywistów PZPR, którzy byli nastawieni na konfrontację i utrzymanie władzy. Zresztą nam, PZPR-owskim reformatorom, również nie chodziło o to, żeby oddać władzę. Zamierzaliśmy tylko podzielić się nią z „Solidarnością” i przez pierwsze cztery lata Sejmu kontraktowego oraz prezydentury Wojciecha Jaruzelskiego głęboko zmienić kraj. Później miały się odbyć wolne wybory, ale Jaruzelski nadal byłby prezydentem, bo jego kadencja miała trwać sześć lat. Oczywiście te rachuby diabli wzięli.
[b]Na porozumieniu Okrągłego Stołu wygrały przede wszystkim elity PZPR-owskie – tak do dziś uważa wielu ludzi. [/b]