Nosi się z zamiarem wydania politycznych dzienników. – Mam ponad tysiąc stron notatek, to byłby materiał nie do obejścia przez historyków – uważa. Na razie wstrzymuje się z publikacją. – Może jest jeszcze za wcześnie? – zastanawia się.
Znaczenie własnych bieżących tekstów publicystycznych określa tak: – Wyrwałem chwasta pod nazwą IV RP. Teraz chcę go wyrwać do końca.
Od wszelkich afiliacji z polityką odcina się Gadomski. Jak mówi, skończył z nią raz na zawsze: – Byłem zniesmaczony. Nie lubiłem podlizywania się wyborcom. Nie znosiłem też bycia klientem partyjnych władz, wiszenia u ich klamki, szczególnie, gdy tworzone są listy wyborcze. Bo w polityce jest się albo wodzem, albo klientem – ocenia.
Zdecydowanie bardziej ceni zawód dziennikarza. – W dziennikarstwie znacznie więcej ode mnie zależy, nikomu nie muszę się podlizywać – zaznacza.
Podobnie mówi Rokita: – Niebo a ziemia w porównaniu z polityką. Spokój, samodzielność, pełna niezależność, nikt cię nie szarpie i nie opluwa, z nikim się nie trzeba szarpać, można pisać dokładnie to, co się chce i myśli, bez tej totalnie ogłupiającej przesady, która znamionuje wszelkie oświadczenia polityków. Można więc znów praktykować zwykłe cnoty: roztropność, prawdomówność, umiarkowanie. Czyli wszystko inaczej niż w prawdziwej polityce.
[srodtytul]Meandryści i występy gościnne[/srodtytul]
Są dziennikarze, którzy bywają politykami. To takie dziennikarsko-polityczne wańki- wstańki. Najbardziej znani to Marek Markiewicz, pierwszy przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, oraz Jerzy Marek Nowakowski. Markiewicz dwukrotnie był posłem, w Sejmie pierwszej kadencji i w czasie rządów AWS. Startował nawet w 1995 roku w wyborach prezydenckich, zrezygnował tuż przed I turą. Ale pracował też przez lata dla Polsatu (ta stacja dostała pierwszą ogólnopolską koncesję, gdy szefował KRRiT). Prowadził tam programy „Sztuka informacji” i „Bumerang”, oceniające innych dziennikarzy. Nie przeszkadzało mu to startować po raz kolejny do Sejmu. Był też szefem TV Biznes, należącej do koncernu Zygmunta Solorza.
Jeszcze bardziej meandryczna jest droga zawodowa Nowakowskiego. Był doradcą prezydenta Lecha Wałęsy i premiera Jerzego Buzka, wiceministrem w jego rządzie. Należał do Ruchu Stu i PiS. Był nawet wymieniany jako następca Anny Fotygi w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Ta polityczna aktywność nie przeszkadzała mu pracować w publicznych: telewizji i radiu. Pełnił też funkcję zastępcy naczelnego „Wprost”. Tuż przed publikacją raportu o weryfikacji WSI został z tego stanowiska odwołany. Ostatnio pisał dla „Newsweeka”.
Większość polityków swoje pisarskie zapędy realizuje w blogach. Ale są też tacy, którzy gościnnie występują na łamach gazet. Janusz Lewandowski, europoseł PO, ma swój cotygodniowy felieton w „Gazecie Wyborczej”. Pisze o ekonomii i UE. Andrzej Person, przez dziesięciolecia dziennikarz i działacz sportowy, a od dwóch kadencji senator Platformy, też pisuje do „Wyborczej”. Tyle że w sportowych tekstach przemyca wątki polityczne, w tonacji sprzyjającej partii-matce.
[srodtytul]Co z bakcylem[/srodtytul]
Ani Gadomski, ani Czech, ani Kuczyński nie są dzisiaj członkami żadnej partii. Wyjątkiem jest Rokita, który regularnie płaci składki. Jednak Kuczyński przyznaje, że gdyby pojawiła się propozycja polityczna stosowna do jego wieku (ma 70 lat), to chętnie by z niej skorzystał: – Ale nie zanosi się, by się pojawiła, i żadne cierpienie z tego dla mnie nie wynika.
Politolog Marek Migalski (który sam zmienił rolę i przedzierzgnął się z naukowca w kandydata PiS do PE) jest przekonany, że do polityki wróci Rokita. – To tylko długi urlop, a nie polityczna emerytura – twierdzi.
Rokita, człowiek, który w wieku 33 lat został szefem potężnego Urzędu Rady Ministrów w rządzie Hanny Suchockiej, pytany co dalej, odpowiada kokieteryjnie: – Dalej zamierzam po prostu coraz lepiej pisać.
Inne zdanie ma jego żona Nelli: – Janek poszedł na krótki urlop, wykazał klasę, ale jestem przekonana, że za niespełna trzy lata do polityki wróci.
Ciekawe, które z małżonków w stadle Rokitów ma rację w ocenie siły politycznego bakcyla.