Udało się wczoraj potwierdzić to, co epidemiolodzy podejrzewali od kilku dni: zachorowań wywołanych bakterią Escherichia coli szczepu o104 nie wywołały, jak podejrzewano na początku epidemii, ogórki. Mikrobiolodzy ustalili, że szczepy bakterii coli znalezione na warzywach nie są tymi, które znaleziono w kale chorych.
– Kobieta, która wróciła z Niemiec i w Polsce zachorowała przez ten szczep, stanowczo twierdziła, że żadnych ogórków nie jadła – mówi Jan Bondar, rzecznik głównego inspektora sanitarnego.
Także służby sanitarne w Czechach podawały, że nie mają zwiększonej liczby zachorowań, mimo że w tym kraju sprzedawane są ogórki z importu. Przypadki zakażeń się zdarzały, ale u osób, które wcześniej podróżowały do Niemiec. Pierwszy przypadek choroby w Hiszpanii odnotowano dopiero wczoraj.
To jednak nie są uspokajające wiadomości: wciąż nie ustalono źródła zakażenia, a ognisko epidemiczne w Niemczech jest bardzo duże.
Bakteria jest też wyjątkowo zjadliwa. Należy do szczepów bakterii coli VTEC – wytwarzają one groźną toksynę, która wywołuje biegunkę często połączoną z krwawieniem. Zdarza się, że dochodzi do ostrej niewydolności nerek: zespołu hemolityczno-mocznicowego.