Wczoraj podczas debaty w Parlamencie Europejskim z udziałem Donalda Tuska, Ziobro ostro zaatakował premiera. - To za pana rządów w Polsce masowo z mediów publicznych zwalniano dziennikarzy. Czy tylko dlatego, że byli krytyczni wobec rządu? - mówił. Twierdził, że rząd chciał doprowadzić "do likwidacji najbardziej prestiżowego i najczęściej cytowanego dziennika w Polsce, bo był krytyczny wobec rządu" (mowa o "Rzeczpospolitej").
Europoseł i jego czterej koledzy napisali też listy do szefów frakcji PE. Ostrzegali w nich o "wielkich zagrożeniach" dla niezależnych mediów w Polsce.
- Zbigniew Ziobro nie rozmawiał ze mną na temat listów. Nic o nich nie wiedziałem – powiedział Wirtualnej Polsce szef sztabu Tomasz Poręba. - To nie powinno się zdarzyć, to nam szkodzi – powiedział szef sztabu PiS, choć zgodził się, że "bez wątpienia można wskazać wiele przypadków łamania zasad demokracji i wolności słowa"
Według "Gazety Wyborczej" wystąpienie Ziobry zostało bardzo źle odebrane przez sztab PiS. Jeden z liderów partii, cytowany przez gazetę, powiedział, że władze „będą musiały się tym zająć".
Ziobro: to nieprawda
Ziobro broni swojego wczorajszego wystąpienia. Uważa, że to, co Polacy słyszą na temat jego wypowiedzi "nie jest prawdą". - Gdzie, jeśli nie w PE mówić o standardach europejskich właśnie związanych z wolną debatą polityczną, która jest warunkiem demokracji i z wolnością słowa i wolnością mediów? - pytał Ziobro w Polsat News.