W ciągu dwóch lat (2009 – 2010) jeden z warszawskich oddziałów Alior Banku przyjął ogromną sumę wpłat. Głównie od obywateli Wietnamu. Pieniądze transferowano potem do banków na Litwie i Ukrainie. Według śledczych pieniądze pochodziły z oszustw podatkowych, handlu narkotykami i prostytucji, a bank – mimo obowiązku – nie powiadomił o podejrzanych transakcjach generalnego inspektora informacji finansowej. Alior Bank tłumaczy, że zawiódł system informatyczny.
Z ustaleń „Rz" wynika, że pranie pieniędzy przez Alior Bank to jeden z wątków prowadzonego przez ABW pod nadzorem Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie śledztwa dotyczącego miliardowych oszustw na towarach sprowadzanych z Azji.
Kilka miesięcy temu Agencja zatrzymała dyrektora oddziału warszawskiego tego banku. Kobieta usłyszała zarzuty prania brudnych pieniędzy wietnamskiej mafii.
Pieniądze, które potem trafiały na zagraniczne konta, do Alior Banku wpływały za pośrednictwem jednej z agencji finansowych. Część wpłacano jednak bezpośrednio w kierowanym przez kobietę oddziale.
– Prowadzimy wątek nieprawidłowości w Alior Banku – potwierdził informacje „Rz" Waldemar Tyl, wiceszef warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej. – Tę kwestię bada też generalny inspektor informacji finansowej, bo bank miał obowiązek informować o podejrzanych transakcjach.