Kiedy piloci stwierdzili awarię centralnego układu hydraulicznego na pokładzie, skontaktowali się ze służbami na lotnisku Newark, z którego wystartowali oraz z Centrum Operacyjnym LOT-u w Warszawie.
W sytuacji, kiedy komputer pokładowy wykazuje spadek ciśnienia w centralnym układzie hydraulicznym, decyzję o przerwaniu lub kontynuowaniu lotu musieli podjąć technicy. Korespondencja załogi z Centrum Operacyjnym odbywała się za pomocą specjalistycznego systemu ACARS. System pozwalał na wymianę krótkich wiadomości tekstowych między załogą a naziemnymi stacjami. Możliwość kontaktu była więc bardzo ograniczona – mówi tvn24.pl kapitan Marcin Urbański, pilot boeingów 767 i 737 z kilkunastoletnim doświadczeniem i szef Instytutu Rynku Lotniczego.
Po otrzymaniu korespondencji tekstowej, kierownik zmiany Centrum przekazał sprawę inżynierom technicznym. To oni – po przeanalizowaniu dokumentacji, którą dysponowali – zalecili kapitanowi kontynuowanie lotu nad Atlantykiem.
Rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski tłumaczy, że zalecenie Centrum mówiło o kontynuacji lotu do Polski, bo zawracanie na lotnisko w Newark wiązałoby się to z kilkugodzinnym wypalania paliwa i lądowanie w nocy na obcym lotnisku.