Socjolog Jakub Karpiński w książce „Dziwna wojna" pisał o przewrocie gen. Jaruzelskiego: „zaszkodził życiu społecznemu w Polsce (...) Społeczeństwo polskie nie stało się jednak zbiorowością ludzi podporządkowanych, niezdolnych do organizowania się, zastraszonych. Władze zlikwidowały niektóre stowarzyszenia i organizacje oficjalne, inne przekształcono, ale nie wykorzeniono solidarności, woli oporu, odwagi; mimo represji przetrwały niezależne od władz porozumienia społeczne".
Zaraz po 13 grudnia 1981 r. sytuacja nie wyglądała najlepiej. Internowano Lecha Wałęsę, większość członków Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność", a także wiele osób z kierownictwa regionalnych struktur. Siłą zajęto siedziby zarządów regionów, przejęto aktywa, w tym środki finansowe oraz sprzęt ofiarowany związkowi z zagranicznych źródeł.
Powielacze przeciw kulom
Pozostający na wolności działacze usiłowali podejmować akcje strajkowe. Jednak strajk generalny, jako najpoważniejsza broń związku, okazał się niemożliwy do przeprowadzenia. Komunikacja nie działała, nie były znane rozmiary aresztowań, a dodatkowym straszakiem zastosowanym przez władze była militaryzacja dużych zakładów pracy. Efektem było zaostrzenie kar za przystąpienie do akcji strajkowej, co z kolei wpływało hamująco na liczbę osób gotowych do podjęcia ryzyka. Jednak znalazły się zakłady oraz uczelnie, w których strajki wybuchły już następnego dnia po wprowadzeniu stanu wojennego. Władze rozbijały je konsekwetnie. Użyto wojska. Na teren wielu zakładów wjechały czołgi. Strajkujących bito i zmuszano do podpisania deklaracji lojalności. Kulminacyjnym momentem pacyfikacji była masakra w kopalni Wujek, w wyniku której zginęło dziewięciu górników.
Wywołało to, być może zamierzony przez władze, powszechny szok. Ukrywający się Zbigniew Bujak dzień po tragedii apelował: „Cofnijcie się przed ostatnim krokiem, krokiem, za którym władza używa już broni!". Dla „Solidarności", jako ruchu pokojowego, użycie przez komunistów broni oznaczało „walkę partyzancką". Bronią w niej miały się okazać powielacze i drukarki, amunicją niekontrolowany obieg informacji, a celem – utwierdzenie w społeczeństwie potrzeby powrotu jawnej i legalnie działającej „Solidarności".
W niektórych regionach udało się ukryć pewne środki, które okazały się przydatne w prowadzeniu działalności konspiracyjnej. Tak było m.in. na Dolnym Śląsku, gdzie podziemny Regionalny Komitet Strajkowy dysponował zdeponowaną u bp. Henryka Gulbinowicza kwotą 80 mln zł. To właśnie Wrocław obok Warszawy, Gdańska i Krakowa okazał się najprężniej działającym ośrodkiem podziemnej „Solidarności". W innych miastach powstawały również konspiracyjne struktury, ale ich siła oddziaływania była zdecydowanie mniejsza.