Mit sowieckiej bezczynności

Wielu żołnierzy AK drogę na pomoc Powstaniu Warszawskiemu kończyło w radzieckich łagrach

Publikacja: 04.08.2012 12:35

Mit sowieckiej bezczynności

Foto: Getty Images

Red

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

Walka w Warszawie była nie o samą stolicę, lecz o całą wolną i niepodległą Polskę" – pisał gen. Leopold Okulicki jesienią 1944 r. Niestety Moskwa od początku była zdeterminowana, aby nie dopuścić do odbudowy Rzeczypospolitej. Trwająca od tygodnia budowa stalinowskiego „państwa PKWN" zwiastowała kres marzeń o wolności i sowiecki wyrok na każde polskie powstanie. Polskie Państwo Podziemne było w pełni gotowe do rządzenia krajem. Wpływy komunistów w społeczeństwie – iluzoryczne. „Czynniki londyńskie miały przygotowany aparat administracyjny od góry do dołu i jak była chwila możliwości, to ujawnili się łącznie ze strażnikami więziennymi, referentami skarbowymi gotowymi do objęcia władzy itd. Tak że dla nich te rzeczy nie były trudne. To my tylko nic nie mieliśmy" – opowiadał Józef Jurkowski (właść. Jungmann), wtedy wyznaczony do organizowania komórek komunistycznej bezpieki. We własnym gronie podziwu nie ukrywał także Józef Czaplicki, który wkrótce potem w MBP koordynował zwalczanie niepodległościowego podziemia: „Główną organizacją podziemia w całym kraju było AK. Trzeba stwierdzić, że AK było organizacją bardzo prężną, świetnie zorganizowaną i powszechną. AK istniało wszędzie, we wszystkich miastach, gminach i gromadach".

Tylko PKWN

Mimo to czerwona propaganda głosiła, że tylko organy komunistyczne są przygotowane do objęcia władzy i mają poparcie społeczeństwa. Stalin próbował z tego uczynić skuteczne narzędzie polityki międzynarodowej. „Nie znaleźliśmy w Polsce innych sił zdolnych do utworzenia polskiej administracji. Te tak zwane podziemne organizacje, kierowane przez polski rząd w Londynie, okazały się efemerydami pozbawionymi wpływów" – pisał do angielskiego premiera Winstona Churchilla.

PKWN został przez sowieckiego dyktatora namaszczony jako jedyna władza. Teraz głównym celem Moskwy było polityczne wzmocnienie tego tworu na arenie międzynarodowej. Kreml kreował w sposób wręcz teatralny pozory równoprawnych „stosunków międzypaństwowych" pomiędzy Komitetem a Moskwą. W rzeczywistości Stalin traktował „państwo PKWN" jak swoją własność, ręcznie sterując poczynaniami Komitetu, wprost rugając komunistów za niewystarczające wyniki pracy.

Potrzebował wydarzeń, które w pełni potwierdzą, że PKWN to jedyna władza realnie przewodząca Polakom. Tak jak w 1920 r. w Białymstoku komitet rewolucyjny czekał, aby bezpośrednio po zajęciu stolicy przez Armię Czerwoną ukonstytuować się jako rząd polskiej republiki, tak i teraz Stalinowi potrzebne było szybkie „wyzwolenie Warszawy". Niezwłoczne przeniesienie tam Komitetu byłoby zasadniczą fazą umacniania prestiżu PKWN. I zarazem propagandowym ciosem w prawowite władze RP, które Stalin przedstawiał Zachodowi jako te, które niewiele znaczą i – co gorsza – nie chcą walczyć z Niemcami, faktycznie wspierając Hitlera. Już 30 lipca 1944 r. moskiewska radiostacja im. Tadeusza Kościuszki, udająca stację nadającą z kraju, przekazała kilkakrotnie powtarzaną audycję wzywającą mieszkańców Warszawy do walki: „Ludu Warszawy, do broni! Niech ludność cała stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej Armii Podziemnej. Uderzajcie na Niemców! (...) Pomagajcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę!". 1 sierpnia 1944 r. Radio Moskwa w polskojęzycznej audycji ogłosiło, że „już wnet nad uwolnioną Warszawą powiewać będą sztandary wolnej Rzeczypospolitej". W mieście komuniści z Armii Ludowej szykowali się do przeprowadzenia jakiejś formy powstańczej demonstracji w momencie wkraczania wojsk sowieckich.

„Nieistniejące" Powstanie

Jednak Powstanie w Warszawie wybuchło pod sztandarami prawowitych władz RP. W wyzwolonych przez AK dzielnicach miasta jawną działalność rozpoczynała Rzeczypospolita Polska. To był jasny przekaz dla cywilizowanego świata: legalne państwo wybijane na niepodległość siłami własnych obywateli ma niezbywalne prawo do życia w wolności. To ono reprezentuje miliony polskich obywateli, a nie osadzana na sowieckich bagnetach administracja PKWN.

W pierwszym odruchu Stalin próbował zanegować, że cokolwiek w Warszawie się dzieje. Można powiedzieć: grał na czas, byle doczekać do szybkiego końca walk powstańczych. Po kilku dniach sugerował, że to tylko drobne starcia. „Armia Krajowa Polaków składa się z kilku oddziałów, które niesłusznie nazywają siebie dywizjami (...)" – pisał do Churchilla jeszcze 5 sierpnia. „Nie wyobrażam sobie, jak takie oddziały mogą zdobyć Warszawę, dla której obrony Niemcy wystawili cztery dywizje pancerne". Czekał, aż Niemcy zduszą Powstanie. Spodziewał się, że w ciągu kilku dni poradzą sobie z Polakami, a medialne efekty znikną w natłoku nowych wydarzeń, tak jak to miało miejsce w regionach, gdzie AK realizowała akcję „Burza".

Ale te oczekiwania nie potwierdzały się. Zamiast tego – jak to określano w sowieckich meldunkach – „powstanie akowców" trwało. Co więcej, miało coraz silniejszy oddźwięk w światowej opinii publicznej. Na ulicach Warszawy działały instytucje niepodległej, wciąż walczącej Polski. Mimo olbrzymiej przewagi technicznej Niemcy nie mogli sobie poradzić ze zduszeniem owych „kilku oddziałów".

Powstanie miało w założeniu być krótkotrwałym wystąpieniem zbrojnym. Po to wybuch skoordynowano z wieściami o zbliżeniu się frontu do stolicy. Taki militarny scenariusz przecież zrealizowano chociażby w Wilnie zaledwie trzy tygodnie wcześniej. Tam AK uderzyła na miasto, Sowieci przyłączyli się do walk. W Warszawie przedstawiciele rządu RP i Wojska Polskiego (Armii Krajowej) mieli witać Sowietów w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, jako gospodarze stolicy i całego kraju.

Rozbrajanie AK

To pokrzyżowało zaborczą strategię Stalina. Nie chciał, aby w świat poszła informacja o tym, że to rząd RP wyzwolił własną stolicę siłami Armii Krajowej. Dlatego wstrzymał realizację wcześniej przygotowanych planów uderzenia na miasto.

Oczywiście nie ujawniał tego publicznie. Chwilowo pozbawieni wskazówek komuniści na fali wcześniejszych wezwań jeszcze w pierwszych dniach sierpnia próbowali jakoś wykorzystać walki propagandowo. 5 sierpnia PKWN-owska „Rzeczpospolita" pisała: „Serce kraju, nasza stolica oblewa się krwią. (...) Warszawo, wytrwaj w walce, spieszymy z pomocą!". Jeszcze 13 sierpnia Żymierski pisał w rozkazie do żołnierzy: „Przypadł Wam wielki zaszczyt udziału w walce o wyzwolenie Warszawy (...). Musicie światu pokazać, jak Polak walczy o swoją stolicę!".

Tymczasem na rozkaz Moskwy jednostki NKWD i Armii Czerwonej od razu podjęły – podobnie jak Niemcy – działania ukierunkowane na likwidację oddziałów AK idących na pomoc Warszawie. Dlatego nie doszły do stolicy dobrze uzbrojone oddziały z obwodu Mińsk Mazowiecki. Wobec groźby rozbrojenia przez Armię Czerwoną zostały rozwiązane w rejonie Otwocka. Również w tych okolicach wobec zagrożenia ze strony NKWD został rozwiązany zmierzający do Warszawy oddział z Kraśnika. Aresztowanie dowódcy i rozbrojenie przez Sowietów żołnierzy 9. Podlaskiej Dywizji Piechoty AK uniemożliwiło udział w Powstaniu oddziałów z okolic Białej Podlaskiej.

Awanturnicy

Przedłużający się opór stolicy ewidentnie wprowadzał władcę Kremla w stan zniecierpliwienia. Po dwóch tygodniach opisywanych na świecie walk nie można było negować ich skali. W Moskwie zaczęto głosić tezę o „awanturnictwie" Powstania. Zmianę tonu nakazano prasie komunistów i Radiu im. T. Kościuszki. Pojawiły się komunikaty o „zbrodniczej działalności" władz podziemia, które bez uzgodnienia z Sowietami rozpoczęło walki w Warszawie: „Moralna odpowiedzialność za te zbrodnie spada na faszystowskich awanturników" – mówiono o dowódcach Powstania 14 sierpnia. Propaganda ta znacznie ograniczyła aliancką pomoc dla miasta, bowiem samoloty zamiast sprzętu zrzutowego musiały brać na podkład olbrzymie ilości paliwa, aby móc wrócić do lotnisk we Włoszech. Rosjanie odmawiali zgody na lądowanie i tankowanie paliwa przez brytyjskie i amerykańskie samoloty, które dokonywały zrzutów dla walczącej Warszawy, aż do 14 września.

14 sierpnia 1944 r. komendant główny AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski wydał rozkaz marszu na pomoc Powstaniu wszystkich pozostających w dyspozycji komend AK dobrze uzbrojonych jednostek. Wówczas w kierunku Warszawy ruszyły kolejne oddziały nawet z bardzo odległych regionów – zarówno tych jeszcze okupowanych przez Niemców, jak i już zajętych przez Sowietów. Jednak siły SS i Wehrmachtu oraz jednostki NKWD i Armii Czerwonej skutecznie uniemożliwiały ich włączenie do walk powstańczych.

Reaktywacja współdziałania

Rosjanie rozbrajali, wyłapywali i zwalczali przedzierające się w stronę stolicy oddziały z Podlasia, wschodniego Mazowsza, Lubelszczyzny, Rzeszowszczyzny, a nawet z ziemi lwowskiej. Po swojej stronie frontu Niemcy zwalczali te z północnego Mazowsza, Kielecczyzny i Małopolski. To był ostatni w tej wojnie przejaw faktycznej (choć bez formalnych uzgodnień) współpracy sowiecko-niemieckiej, ukierunkowanej na realizację zbieżnych celów militarno-politycznych. Niestety, znowu wymierzonych przeciw państwu polskiemu.

Z okolic Lasek i Grójca przedarły się do stolicy jednostki liczące kilkaset osób. Przez pozycje niemieckie nie zdołał się przebić oddział AK z okolic Legionowa. Oddziały z Łowicza musiały stoczyć walki z Niemcami w lasach chlebowskich. Wiele ciężkich starć stoczyły formacje Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK i z ziemi piotrkowskiej, które nie zdołały przebić się do stolicy. Po zaciętych bojach z Niemcami w okolicach Częstochowy zakończył marsz ku Warszawie Samodzielny Batalion „Skała" z okręgu krakowskiego.

Armia Czerwona w Dębem Wielkim i na linii Wisły stanęła na drodze kolejnych oddziałów z Garwolina i Mińska Mazowieckiego. Na skutek działań sowieckich w okolicach Garwolina oraz Żelechowa i Trojanowa zakończył się marsz do Warszawy partyzantów z okręgu lubelskiego. Część Polaków nie była w stanie sforsować obstawionej przez jednostki sowieckie linii Wisły. Liczące ponad 1200 żołnierzy formacje AK spod Hrubieszowa, mimo uzgodnień z Rosjanami o przepuszczeniu ich w kierunku stolicy, zostały zaatakowane przez Armię Czerwoną. W rejonie Siedlec Sowieci zatrzymali i rozbroili żołnierzy 30. Poleskiej Dywizji Piechoty AK. Kolejnych zatrzymano dopiero w rejonie Karczewa, Celestynowa i Dębego Wielkiego.

„W Rudniku nad Sanem Sowieci rozbroili nasze oddziały AK w sile około 400 ludzi zdążających do Warszawy" – meldował komendant okręgu lwowskiego, informując o maltretowaniu i głodzeniu aresztowanych oficerów 26. Pułku Piechoty AK. Część pułku dotarła jeszcze dalej – Sowieci zlikwidowali ją dopiero pod Kockiem oraz pod Urzędowem.

Podobny los spotkał zmierzające do stolicy oddziały z okolic Rzeszowa, otoczone przez Sowietów w okolicach Sokołowa Małopolskiego. Tylko do Annopola przedarły się te z inspektoratu mieleckiego.

Forsowanie Wisły

„Mijał sierpień, a Niemcom nie udawało się stłumić Powstania. Nie tylko trwało, ale nic nie wskazywało na to, by miało w najbliższym czasie ulec przewadze wroga. Stąd też samotne zmagania Warszawy zaczęły nabierać coraz większego rozgłosu w krajach zachodnich i neutralnych, których prasa i radio bez ogródek oskarżały rząd ZSRR o celowe sabotowanie walki Polaków" – opisywał historyk Tadeusz Sawicki. W drugim tygodniu września Sowieci uderzyli na warszawską Pragę, którą zdobyli 14 września 1944 r.

Dla komunistów zajęcie nawet tej części Warszawy oznaczało konieczność przygotowania się do walki z AK-owcami i przedstawicielami legalnych władz Rzeczypospolitej. Od razu zdecydowano, aby skierować na Pragę dowodzoną przez sowieckiego generała „berlingowską" 4 DP, ponieważ – jak to ujęto na posiedzeniu PKWN z 15 września 1944 r. – „wszelką próbę nieprawego zagarnięcia władzy trzeba ukrócić z pomocą generała (Bolesława) Kieniewicza".

Dopiero w połowie września, kiedy sytuacja powstańców była coraz bardziej krytyczna, Stalin podjął decyzję o demonstracyjnej pomocy dla miasta. Miało to wymiar przede wszystkim propagandowy: dyktator mógł pokazać, że wbrew wielu światowym komentarzom przecież Powstaniu pomagał. Pojawiły się pierwsze rosyjskie zrzuty broni i żywności. Moskwa uznała, że w tej fazie walk można wyrazić zgodę na forsowanie Wisły przez ograniczone siły wojskowe. Za propagandowo użyteczny uznano pomysł, żeby desant przeprowadziła 1. Armia Berlinga.

Problem z głowy

Od 16 września, zgodnie z decyzją Stalina przekazaną dowódcy 1. Frontu Białoruskiego Konstantemu Rokossowskiemu, jednostki 1. Armii próbowały dokonać desantu m.in. na Czerniaków. Operacja nieudolnie prowadzona przez Berlinga, pozbawiona odpowiedniego wsparcia sowieckiej artylerii i lotnictwa, zakończyła się klęską, krwawo okupioną poświęceniem tysięcy szeregowych żołnierzy 1. Armii. Później zrodziła się legenda, że Berling, wbrew sowieckim rozkazom, chciał udzielić Powstaniu pomocy. Bilans akcji dla Stalina nie miał większego znaczenia: duża liczba ofiar wręcz wzmocniła propagandowy wymiar operacji.

I chociaż nie było już szans na zrealizowanie wcześniejszych planów, ostateczny upadek Warszawy rozwiązywał Stalinowi „problem". To był iście irracjonalny ostatni prezent Hitlera dla Stalina. Niemcy po 63 dniach walki po raz kolejny zlikwidowali skrawki niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej, czyszcząc przedpole dla stalinowskiego tworu występującego jako „jedyna legalna władza w Polsce".

Wielu AK-owców rozbrojonych przez NKWD i Armię Czerwoną po brutalnym śledztwie wywieziono do łagrów w głębi ZSRR. Niektórych zamęczono w obozach w Riazaniu, Diagilewie i Czerepowcu. Inni trafiali m.in. do łagrów w Borowiczach i Jagle. Niektórzy powrócili do Polski dopiero w końcu lat 40. Dla takich oficerów jak mjr Stanisław Trondowski „Grzmot" z 30. Poleskiej DP AK marsz na pomoc Warszawie trwał 12 lat. Z łagrów wrócił dopiero w 1956 r.

Wysiłek i los żołnierzy AK zmierzających do Warszawy z różnych regionów Polski był integralną częścią działań powstańczych w 1944 r. Przez kilka dekad Powstanie Warszawskie było przez znaczną część Polaków traktowane jako jednoznaczne oskarżenie wobec tych, „co stali nad Wisłą" i czekali, aż Hitler wybije powstańców. Najwyższy czas zrozumieć, że Sowieci nie tylko biernie, ale aktywnie wspierali niemiecką walkę z Polakami.

Mimo śmiertelnej sowiecko-niemieckiej konfrontacji w sierpniu 1944 r. ożył duch paktu Ribbentrop-Mołotow.

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

Walka w Warszawie była nie o samą stolicę, lecz o całą wolną i niepodległą Polskę" – pisał gen. Leopold Okulicki jesienią 1944 r. Niestety Moskwa od początku była zdeterminowana, aby nie dopuścić do odbudowy Rzeczypospolitej. Trwająca od tygodnia budowa stalinowskiego „państwa PKWN" zwiastowała kres marzeń o wolności i sowiecki wyrok na każde polskie powstanie. Polskie Państwo Podziemne było w pełni gotowe do rządzenia krajem. Wpływy komunistów w społeczeństwie – iluzoryczne. „Czynniki londyńskie miały przygotowany aparat administracyjny od góry do dołu i jak była chwila możliwości, to ujawnili się łącznie ze strażnikami więziennymi, referentami skarbowymi gotowymi do objęcia władzy itd. Tak że dla nich te rzeczy nie były trudne. To my tylko nic nie mieliśmy" – opowiadał Józef Jurkowski (właść. Jungmann), wtedy wyznaczony do organizowania komórek komunistycznej bezpieki. We własnym gronie podziwu nie ukrywał także Józef Czaplicki, który wkrótce potem w MBP koordynował zwalczanie niepodległościowego podziemia: „Główną organizacją podziemia w całym kraju było AK. Trzeba stwierdzić, że AK było organizacją bardzo prężną, świetnie zorganizowaną i powszechną. AK istniało wszędzie, we wszystkich miastach, gminach i gromadach".

Pozostało 90% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo