Ci, którzy przeszli selekcję i pomyśleli: „jestem komandosem", mocno się pomylili. Kolejnym etapem drogi do oddziałów bojowych jest niezwykle intensywny i wyczerpujący roczny kurs podstawowy, podczas którego wdraża się poszczególne taktyki, uczy odpowiedniego posługiwania bronią, sztuk walki, nawigacji i przetrwania w terenie, analizy sytuacji i wielu innych rzeczy. Każdy etap kończy się testem. Kto nie zdaje – odpada. Nie ma sentymentów, bo ich ceną może być zdrowie i życie kolegów. Kto przetrwa i zaliczy wszystko, zasila oddziały bojowe – elitę GROM – i dostępuje zaszczytu noszenia na ramieniu odznaki z napisem „Cichociemny".
I znów, kto pomyśli, że to koniec, ten jest w błędzie. Odtąd zgrywanie taktyk, treningi strzeleckie i wszelkie inne staną się chlebem powszednim. Miliony powtórzeń tych samych ćwiczeń, tych samych ruchów i nawyków. Wszystko po to, by dojść do perfekcji i by w przypadku zagrożenia działać odruchowo. Żmudny trening staje się codziennością. Jednocześnie jednak, jako jednostka Poziomu Pierwszego (Tier One), w światowym systemie zabezpieczenia antyterrorystycznego GROM utrzymuje stan permanetnej gotowości do podjęcia kontrterrorystycznych, ofensywnych działań w każdym środowisku i każdym zakątku globu.
Krwawe walki z talibami
Nie ulega wątpliwości, że jednostka GROM przyczyniła się do wzrostu pozycji Polski na arenie międzynarodowej i stała się wizytówką Polskich Sił Zbrojnych na świecie. Nazwa GROM wszędzie otwiera drzwi. Dobre relacje z formacjami takimi jak SAS, SBS, JTF2, KSK, Delta i Navy SEALs owocują wspólnymi szkoleniami i wymianą doświadczeń. Niespełna kilka tygodni temu wodny oddział GROM gościł amerykańskich sealsów, z którymi ćwiczył na Zatoce Gdańskiej. To efekt bardzo dobrych relacji z sojuszniczymi formacjami, którą zaczął przywracać poprzedni dowódca płk Dariusz Zawadka, a z powodzeniem kontynuuje obecny – płk Piotr Gąstał. Być może dzieje się tak dlatego, że zarówno poprzednie, jak i obecne dowództwo wywodzi się z szeregów jednostki. Znając mentalność, problemy i potrzeby kolegów z pola walki, łatwiej nimi dowodzić. A mówiąc precyzyjniej – zarządzać, bo w odróżnieniu od innych rodzajów wojsk w siłach specjalnych lepiej od dowódcy sprawdza się model korporacyjny – sprawnego menedżera.
GROM nie tylko ćwiczy, ale także działa w realnych warunkach. W Afganistanie, w ramach misji ISAF, bazujący na komandosach GROM zespół zadaniowy 49 (Task Force 49) prowadzi obecnie intensywne działania bojowe. Do opinii publicznej docierają zaledwie strzępki informacji o dokonaniach polskich komandosów. Ostatnio głośno było o trwającym ponad trzy godziny kontakcie ogniowym z wielokrotnie liczniejszym oddziałem talibów. Kilkudziesięciu napastników wraz z dowódcą zginęło. Po stronie polskiej rannych zostało jedynie dwóch operatorów. Podobnych zdarzeń jest znacznie więcej, choć z oczywistych względów szczegóły nie przedostają się do opinii publicznej.
Powyższy przykład nie pozostawia wątpliwości, że GROM to absolutna czołówka. Wojskowi eksperci klasyfikują jednostkę pośród czwórki najlepszych formacji specjalnych na świecie. Tym samym GROM stanowi jedną z najmocniejszych kart w polskiej i światowej polityce bezpieczeństwa. Osobną kwestią jest, czy rządzący potrafią tę przewagę wykorzystać.
Absurdy prawne
Pewne jest za to, że w odniesieniu do jednostki politycy mają bardzo dużo do nadrobienia. Obowiązujące przepisy nijak bowiem nie przystają do możliwości wykorzystania potencjału GROM. Istnieje pilna potrzeba zmiany wielu ustaw regulujących funkcjonowanie jednostki, a także innych służb. Na papierze wszystko wygląda dobrze, ale Polska mająca w swoich planach strategicznych doktrynę działań specjalnych niestety nie wyposaża swoich jednostek w odpowiednie instrumenty prawne. Bubli, martwych przepisów i absurdów jest mnóstwo. Problem pojawi się wówczas, kiedy staniemy się areną działań organizacji terrorystycznych. Rzecz jasna wszyscy liczą, że do incydentów takich jak zamach na metro w Londynie czy masakra w Biesłanie nigdy u nas nie dojdzie. Oby!