PoGROMcy terrorystów

W świecie sił specjalnych Jednostka Wojskowa nr 2305 GROM uchodzi za legendarną. To znakomicie wyszkoleni ludzie, niewypinający piersi do medali, ale gotowi poświęcić wszystko, co najcenniejsze

Publikacja: 10.11.2012 00:01

GROM jako jednostka Poziomu Pierwszego jest w stanie permanentnej gotowości

GROM jako jednostka Poziomu Pierwszego jest w stanie permanentnej gotowości

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Nie sposób od nich nie zacząć.

W krótkim czasie odeszło pięciu: czterech operatorów oraz twórca i dwukrotny dowódca gen. Sławomir Petelicki. Ich śmierć była wielkim szokiem. W odczuciu wielu byli „niezniszczalni". Największym zaskoczeniem była jednak niezwykła regularność, z jaką odchodzili na wieczną wartę – począwszy od marca, miesiąc w miesiąc, niemal w równych co do dnia odstępach.

Na polu walki GROM nie ma sobie równych, także jeśli chodzi o liczbę poległych. Do dziś wynosi ona zero i jest to ewenement na skalę światową. Żadna inna formacja specjalna nie może poszczycić się taką statystyką. Jak się jednak brutalnie okazało, nie tylko działania w rejonach objętych konfliktami są skrajnie niebezpieczne. Śmierć gen. Petelickiego nadal owiana jest tajemnicą. Trwa śledztwo mające wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia, choć wielu twierdzi, że prawda nigdy nie ujrzy światła dziennego. Pozostali zginęli w wyniku tragicznych wypadków podczas ćwiczeń albo realizując swoje pasje. Wkrótce po tej czarnej serii w prasie pojawiły się komentarze o brawurze, nieodpowiedzialności komandosów, potrzebie stałego dopływu adrenaliny itp. Pomijam brak delikatności i najzwyklejszej ludzkiej przyzwoitości w stosunku do rodzin zmarłych, ale podobne opinie świadczą o braku kompetencji i kompletnej nieznajomości opisywanej materii. Bo jest dokładnie odwrotnie.

Operatorzy, którzy zginęli, byli doświadczonymi specjalistami w swoich dziedzinach. Kilkakrotnie brali udział w misjach w Iraku i Afganistanie. Szkoleni przez lata dotarli do stopnia instruktora, mieli więc uprawnienia do szkolenia innych. Fakt, że zawodowy nurek ginie w trakcie zejścia pod wodę, specjalista od narciarstwa i technik wysokościowych w trakcie zjazdu na nartach, a skoczek spadochronowy (w swoim życiu oddał ponad 2 tys. skoków!) po nieudanym skoku świadczą nie o brawurze czy nonszalancji, ale o skali trudności zadań, jakich na co dzień się podejmowali.

Ćwicz, jakbyś walczył

Na bezpieczeństwo własne i partnerów w GROM kładzie się szczególny nacisk. Boleśnie przekonało się o tym wielu kandydatów do oddziałów bojowych – elity GROM. Mimo przejścia piekielnie trudnej selekcji odsyłani byli z kwitkiem z kursu podstawowego dla operatorów za najdrobniejsze nawet pominięcia procedur bezpieczeństwa. To swoisty paradoks. Z jednej strony siły specjalne czy to w trakcie ćwiczeń, czy realizacji zadań bojowych redukują ryzyko do absolutnego minimum. Z drugiej – obowiązuje zasada: „Train as you were fighting, fight as you were trained" (Ćwicz tak, jakbyś walczył, walcz, jak zostałeś wyszkolony). Ryzyko z definicji wpisane jest w działania komandosów, bo tylko w ten sposób mogą osiągać cele, które dla innych pozostają poza zasięgiem.

Przykłady? W zasadzie każda operacja „specjalsów" może za taki przykład posłużyć. Jedną z najbardziej spektakularnych był nocny rajd amerykańskich połączonych sił specjalnych CIA – Special Activities Division i Marynarki wWojennej USA – szóstego Teamu Navy SEALs, na kryjówkę wroga publicznego numer jeden ostatnich dekad, Osamy bin Ladena. Pomijając wszelkie wątki polityczne, analizując jedynie możliwe scenariusze rozwoju sytuacji, operacja „Neptune Spear" (Włócznia Neptuna) teoretycznie nie miała prawa się udać. Jak się skończyła i jaka była skala jej trudności, dziś już powszechnie wiadomo. Wiadomo również, że gdyby siły specjalne nie podjęły ryzyka, inicjatora zamachów na World Trade Center najprawdopodobniej do dziś by szukano na całym świecie. Co innego jednak ryzyko, co innego brawura. Dowolne tasowanie tymi dwoma pojęciami i przypisywanie braku odpowiedzialności operatorom GROM świadczy o niezrozumieniu zasad działania sił specjalnych. Tu ryzykantów i indywidualistów odrzuca się już na samym początku procesu doboru odpowiednich ludzi.

Godzina 6 rano, jeden z obiektów sportowych na terenie kraju. Grupa kilkudziesięciu osób czeka na zbiórkę. Pół godziny później wsłuchują się już w polecenia instruktora. Tak zaczyna się sen o zostaniu komandosem GROM. Niewielu on się spełni, ale też nie jest całkowicie nierealny.

Na początku kandydaci wykonują powierzone im zadania w mniejszych grupach. Każdy jest pilnie obserwowany przez psychologów, którzy wychwytują anomalia w zachowaniach bądź też niezgodności z profilem oczekiwanym u kandydatów. Wstępna kwalifikacja do oddziałów bojowych to jednak dopiero początek. Właściwa selekcja ma miejsce w górach i jest tak naprawdę nagrodą... za przejście kwalifikacji. Bo już na tym pierwszym, przedwstępnym etapie bywa, że odpada nawet 70–80 proc. chętnych.

O selekcji do GROM napisano wiele: nadludzki wysiłek, permanentny stres, wychłodzenie organizmu, nieprzespane noce, setki przebytych kilometrów. To wszystko prawda. Zupełnie niepotrzebnie jednak selekcję tę się demonizuje. Owszem, to trudny, wieloetapowy i bardzo wymagający proces. Jeśli kandydat wykaże się pożądanymi cechami, jest dobrze przygotowany, a co najważniejsze – odpowiednio zmotywowany, to selekcję przejdzie. A jej zadanie jest proste: doprowadzić do skrajnego, psychofizycznego wyczerpania i sprawdzić, ile ewentualny przyszły operator jest wart. Długotrwały stres, połączony z fizycznym zmęczeniem to mieszanka, która potrafi powiedzieć o człowieku wszystko. Instruktorzy twierdzą, że od drugiego dnia selekcji nie idą już nogi. „Idzie" głowa. To w niej rozgrywa się walka z najtrudniejszym przeciwnikiem – sobą samym i własnymi słabościami.

Po kilku, kilkunastu dniach selekcja dobiega końca. To naprawdę niesamowity obrazek: wyczerpanych do cna kandydatów do mety prowadzi wyłącznie siła ich woli. Przychodzą o świcie, po całonocnym maratonie. Zwykle jest ich kilku. Bardzo rzadko kilkunastu. Siadają przy ognisku, zastygają w bezruchu. Tępym wzrokiem wpatrują się w siebie. Nie wierzą, że to koniec. I słusznie. Czeka ich jeszcze rozmowa z instruktorami. Zdarzało się, że nawet wtedy niektórzy odpadali.

Ci, którzy przeszli selekcję i pomyśleli: „jestem komandosem", mocno się pomylili. Kolejnym etapem drogi do oddziałów bojowych jest niezwykle intensywny i wyczerpujący roczny kurs podstawowy, podczas którego wdraża się poszczególne taktyki, uczy odpowiedniego posługiwania bronią, sztuk walki, nawigacji i przetrwania w terenie, analizy sytuacji i wielu innych rzeczy. Każdy etap kończy się testem. Kto nie zdaje – odpada. Nie ma sentymentów, bo ich ceną może być zdrowie i życie kolegów. Kto przetrwa i zaliczy wszystko, zasila oddziały bojowe – elitę GROM – i dostępuje zaszczytu noszenia na ramieniu odznaki z napisem „Cichociemny".

I znów, kto pomyśli, że to koniec, ten jest w błędzie. Odtąd zgrywanie taktyk, treningi strzeleckie i wszelkie inne staną się chlebem powszednim. Miliony powtórzeń tych samych ćwiczeń, tych samych ruchów i nawyków. Wszystko po to, by dojść do perfekcji i by w przypadku zagrożenia działać odruchowo. Żmudny trening staje się codziennością. Jednocześnie jednak, jako jednostka Poziomu Pierwszego (Tier One), w światowym systemie zabezpieczenia antyterrorystycznego GROM utrzymuje stan permanetnej gotowości do podjęcia kontrterrorystycznych, ofensywnych działań w każdym środowisku i każdym zakątku globu.

Krwawe walki z talibami

Nie ulega wątpliwości, że jednostka GROM przyczyniła się do wzrostu pozycji Polski na arenie międzynarodowej i stała się wizytówką Polskich Sił Zbrojnych na świecie. Nazwa GROM wszędzie otwiera drzwi. Dobre relacje z formacjami takimi jak SAS, SBS, JTF2, KSK, Delta i Navy SEALs owocują wspólnymi szkoleniami i wymianą doświadczeń. Niespełna kilka tygodni temu wodny oddział GROM gościł amerykańskich sealsów, z którymi ćwiczył na Zatoce Gdańskiej. To efekt bardzo dobrych relacji z sojuszniczymi formacjami, którą zaczął przywracać poprzedni dowódca płk Dariusz Zawadka, a z powodzeniem kontynuuje obecny – płk Piotr Gąstał. Być może dzieje się tak dlatego, że zarówno poprzednie, jak i obecne dowództwo wywodzi się z szeregów jednostki. Znając mentalność, problemy i potrzeby kolegów z pola walki, łatwiej nimi dowodzić. A mówiąc precyzyjniej – zarządzać, bo w odróżnieniu od innych rodzajów wojsk w siłach specjalnych lepiej od dowódcy sprawdza się model korporacyjny – sprawnego menedżera.

GROM nie tylko ćwiczy, ale także działa w realnych warunkach. W Afganistanie, w ramach misji ISAF, bazujący na komandosach GROM zespół zadaniowy 49 (Task Force 49) prowadzi obecnie intensywne działania bojowe. Do opinii publicznej docierają zaledwie strzępki informacji o dokonaniach polskich komandosów. Ostatnio głośno było o trwającym ponad trzy godziny kontakcie ogniowym z wielokrotnie liczniejszym oddziałem talibów. Kilkudziesięciu napastników wraz z dowódcą zginęło. Po stronie polskiej rannych zostało jedynie dwóch operatorów. Podobnych zdarzeń jest znacznie więcej, choć z oczywistych względów szczegóły nie przedostają się do opinii publicznej.

Powyższy przykład nie pozostawia wątpliwości, że GROM to absolutna czołówka. Wojskowi eksperci klasyfikują jednostkę pośród czwórki najlepszych formacji specjalnych na świecie. Tym samym GROM stanowi jedną z najmocniejszych kart w polskiej i światowej polityce bezpieczeństwa. Osobną kwestią jest, czy rządzący potrafią tę przewagę wykorzystać.

Absurdy prawne

Pewne jest za to, że w odniesieniu do jednostki politycy mają bardzo dużo do nadrobienia. Obowiązujące przepisy nijak bowiem nie przystają do możliwości wykorzystania potencjału GROM. Istnieje pilna potrzeba zmiany wielu ustaw regulujących funkcjonowanie jednostki, a także innych służb. Na papierze wszystko wygląda dobrze, ale Polska mająca w swoich planach strategicznych doktrynę działań specjalnych niestety nie wyposaża swoich jednostek w odpowiednie instrumenty prawne. Bubli, martwych przepisów i absurdów jest mnóstwo. Problem pojawi się wówczas, kiedy staniemy się areną działań organizacji terrorystycznych. Rzecz jasna wszyscy liczą, że do incydentów takich jak zamach na metro w Londynie czy masakra w Biesłanie nigdy u nas nie dojdzie. Oby!

Ale zdrowy rozsądek i poczucie elementarnej odpowiedzialności powinny skłonić rządzących do intensywnej pracy nad nowymi przepisami. Przykład pierwszy z brzegu: zakończone niedawno mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Zgodnie z ustawą o policji GROM może zostać użyty na terenie kraju wyłącznie w sytuacji, kiedy siły policyjne – reagujące jako pierwsze na akty terrorystyczne – okazałyby się niewystarczające. Z kolei inna ustawa – o powszechnym obowiązku obrony RP – zezwala na użycie wojska głównie w obliczu klęsk żywiołowych, akcji poszukiwawczych, ochrony zdrowia i życia. Owszem, jest też wzmianka o działaniach antyterrorystycznych, ale w sytuacji, w której GROM zostałby włączony w taką operację, jednostka ta działałaby na podstawie przepisów... o policji. Na czym polega problem? Otóż podstawowa różnica między operatorem GROM a oficerem pododdziału antyterrorystycznego policji polega na tym, że priorytetem pierwszego jest wyeliminowanie, a drugiego – zatrzymanie przeciwnika. Różnica ta implikuje istotne zmiany w sposobach szkolenia oraz algorytmach postępowania w przypadku poszczególnych zagrożeń.

W pewnym uproszczeniu oznacza to, że operator GROM szturmujący obiekt, w którym doszłoby do incydentu, postępując zgodnie z obowiązującymi przepisami, musiałby najpierw słownie ostrzec terrorystę o możliwości użycia wobec niego broni, oddać strzał ostrzegawczy, a dopiero później działać. Jak to wygląda gdzie indziej? W Wielkiej Brytanii włączenie w operację antyterrorystyczną komandosów SAS jest jednoznaczne z zezwoleniem na procedurę śmiertelnego strzału ratowniczego. Co więcej, operator, który wyeliminuje zagrożenie, może być pewien pełnej i kompleksowej ochrony prawnej ze strony państwa. I to nawet w przypadku pomyłki! Takie przepisy, poza zapewnieniem komfortu pracy siłom specjalnym, niosą ze sobą również niezwykle ważny aspekt psychologiczny. Informacja: „do akcji wkracza SAS" to proste i jasne przesłanie dla terrorystów – albo się poddacie, albo po was.

W Polsce wzajemnie wykluczające się przepisy uniemożliwiają wykorzystanie pełnego potencjału GROM. A jest oczywiste, że mimo wysokiego poziomu wyszkolenia funkcjonariuszy Biura Operacji Antyterrorystycznych KGP Policji – centralnej jednostki policyjnej do fizycznego zwalczania aktów terroru – jedynie GROM, mający największe doświadczenie, zdobyte w trakcie realnych działań, a także odpowiednie zaplecze logistyczne i sprzętowe, byłby w stanie poradzić sobie z rozbudowaną „sytuacją zakładniczą". Brak odpowiednich przepisów skutkuje tym, że nie ma chętnych do wzięcia na siebie odpowiedzialności politycznej, moralnej i karnej za decyzje oraz ewentualne błędy. Luki w przepisach można długo wyliczać.

Wciąż źle są rozstrzygnięte lub w ogóle nierozwiązane są kwestie skrócenia łańcucha decyzyjnego w sytuacji użycia GROM na terenie kraju i za granicą, modelu podporządkowania jednostki w strukturze dowodzenia poszczególnymi rodzajami wojsk, przepisów otwierających dostęp cywilom do jednostki (dziś do selekcji dopuszczani są wyłącznie ludzie posiadający stopień wojskowy lub funkcjonariusze innych służb) czy też – pozostające w sferze marzeń – stworzenie jednostki lotnictwa specjalnego na wzór amerykańskiego 160th SOAR.

Obudowanie GROM dobrymi, spójnymi przepisami ma jeszcze jedno niezwykle ważne zadanie: ochronę jednostki.

Zaufanie do odbudowania

Już Amerykanie i Brytyjczycy, prekursorzy tworzenia sił specjalnych, zwracali uwagę na to, że o ile formacje tego typu są w stanie poradzić sobie z każdym, o tyle mogą „polec" w walce z wrogiem wewnętrznym. Zazdrość, zawiść, kompleksy – różne są przyczyny niechęci do formacji specjalnych, ale schemat zwykle jest podobny. Zaczyna się od plotek, fałszywych donosów, pomówień. A potem już lawina sama nabiera rozpędu.

Podobnych „zakrętów" nie udało się uniknąć w GROM. Tak było w 1999 r., kiedy to Janusz Pałubicki – minister koordynator służb specjalnych w rządzie Jerzego Buzka – zarzucił zakup sprzętu podsłuchowego mającego służyć do inwigilacji... nie wiadomo kogo. Pałubicki sytuację w jednostce określał mianem „bagna". Sprawa skończyła się dymisją ówczesnego dowódcy GROM gen. Petelickiego, a sejf z dokumentami jednostki otwarto... palnikami acetylenowymi. Co z tego, że po latach Pałubicki przyznał, że został wprowadzony w błąd i przepraszał żołnierzy. Informacja poszła w świat. Zaufanie – dla sił specjalnych rzecz bezcenna – legło w gruzach.

Jego odbudowa trwała lata, co nie mogło nie pozostać bez negatywnego wpływu na rozwój jednostki. Równie mocno, jeśli nie mocniej, zaszkodzić mogą także swoi ludzie. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się właśnie proces dotyczący nadużyć przy zakupach sprzętu dla GROM. Jednym z głównych oskarżonych jest były oficer jednostki ppłk Artur K. W aferę mogą być także zamieszani wysocy oficerowie Dowództwa Wojsk Specjalnych. I znów informacja przetoczyła się przez wszystkie media i z pewnością nie przysłużyła się jednostce. Rozpoczęły się kontrole CBA. Jedne się kończą, inne pewnie się rozpoczną. Na ostateczne wnioski trzeba poczekać.

Nie ulega wątpliwości, że w interesie wszystkich jest to, by ewentualne nieprawidłowości dokładnie wyjaśnić, a winnych przekazać wymiarowi sprawiedliwości. Bo tylko wtedy GROM dostanie to, co potrzebne mu jest jak tlen: spokój i możliwość wykonywania swoich zadań. I właśnie tego – świętego spokoju na 22. urodziny należy tej świetnej jednostce życzyć.

Pamięci Damiana, Krzysztofa, Michała, Witolda oraz gen. Sławomira Petelickiego, którzy współtworzyli legendę GROM.

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Nie sposób od nich nie zacząć.

Pozostało 99% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo