Na rynku jest masa młodych ludzi, którzy nie mają żadnych umiejętności, tylko marzą o zarabianiu dużych pieniędzy – mówił swego czasu amerykański socjolog, krytyk kapitalizmu prof. Richard Sennett. Czy naprawdę tak jest? W najnowszym „Przekroju” (w kioskach od poniedziałku) bardzo interesujący tekst o pokoleniu „millenialsów”, czyli ludzi urodzonych między 1980 a 2000 r. „Rzeczywistość, którą odziedziczyliśmy po rodzicach, to nie raj. Ale może zaspokoić nasze marzenia, im szybciej „należy mi się” zamienimy na „chce mi się” – piszą w tygodniku Marzena Haponiuk i Aleksandra Kaniewska.
Nie tylko kryzys
Na świecie bez pracy pozostają 74 mln młodych osób, w 27 państwach Unii Europejskiej to blisko sześciomilionowa rzesza (5, 7 mln wg kwietniowych danych Eurostatu). Lepiej nie będzie – czytamy w „Przekroju”. Bezrobpisocie wśród Europejczyków między 15. a 29. rokiem życia ma rosnąć: w tym roku do 12,6 proc., w ciągu pięciu lat o kolejne 0,2 proc.
Czy to stracone pokolenie, czy pokolenie straconych szans? Eksperci coraz częściej pozwalają sobie na tezę – formułowaną z dużą dozą delikatności, bo temat jest wrażliwy społecznie – że problem ma dwie główne przyczyny.
Pierwsza jest oczywista. To spowolnienie gospodarcze, odejście od produkcji do usług, malejący popyt na pracę spowodowany rozwojem technologicznym, a także globalizacja rynku pracy, która zwiększa rywalizację na rynku pracowników. Po drugie, wykształcenie młodzieży i potrzeby pracodawców coraz częściej się rozmijają.