Na ulicach nie wybuchają bomby jak przed laty, do konkurentów i nielojalnych członków gangów nikt w miejscach publicznych nie strzela. Porachunki załatwia się dziś po cichu, a niewygodni członkowie grup przestępczych powiększają rejestr zaginionych.
– Podkładanie bomb jest ryzykowne, trzeba zaangażować do tego kilka osób i łatwiej przy tym wpaść. W świecie przestępczym zaginięcia zastępują tamtą radykalną formę obchodzenia się z konkurencją, eliminowania osób niewygodnych, uznanych za nielojalne lub stojących na przeszkodzie w rozwoju lewych interesów – mówi „Rz" prof. Brunon Hołyst, kryminolog.
Witold K. ps. Witek był przestępcą powiązanym ze słynnym gangiem „Rympałka". Dostarczał grupie narkotyki. Wiosną 2008 r. zaginął, zaraz po nalocie na konkurencyjną wytwórnię amfetaminy. – Założył dres, w domu zostawił telefon komórkowy i gruby złoty łańcuch, z którym się nie rozstawał. Tak wybrał się na akcję i przepadł jak kamień w wodę – opowiada nam jeden ze śledczych.
Rodzina zgłosiła zaginięcie, ale przez blisko cztery lata nie udało się trafić na ślad gangstera. Przełom nastąpił dopiero, kiedy jeden świadek koronny podzielił się ze śledczymi wiedzą o tym, co spotkało K. Wtedy odkryto zwłoki „Witka" na działce pod Radzyminem (woj. mazowieckie), należącej do jednego z gangsterów.
– Były tak dobrze ukryte, że wcześniejsze przeszukiwanie tego miejsca georadarem, z zaangażowaniem psów tropiących, nie przyniosło skutku – opowiada rozmówca „Rz" znający kulisy walki z gangami.