Trudno mówić o triumfie Platformy. Wedle badania TNS Polska dla TVP oraz TVN24, opierających się na danych z 84 proc. lokali frekwencja wyniosła 26,8 proc. Za odwołaniem Gronkiewicz-Waltz było 94,7 proc. głosujących.
Tak druzgocący wynik nie ma jednak znaczenia, bo do odwołania pani prezydent potrzebna była frekwencja na poziomie 29,1 proc. głosów.
- Będę starała się zrobić jak najwięcej dla wszystkich, tych którzy zostali w domach i tych, którzy się na mnie zawiedli - powiedziała prezydent w poniedziałek rano w wywiadzie dla radia RMF FM. I zapowiedziała, że za rok będzie się ponownie ubiegać o stanowisko prezydenta Warszawy.
Wieczorem PiS ostro zaatakował Platformę. Lider stołecznego PiS Mariusz Kamiński zarzucił liderom PO „podeptanie zasad konstytucyjnych i standardów europejskich". – Zgodnie z Kodeksem praktyk referendalnych Rady Europy podstawową zasadą przy przeprowadzaniu referendów lokalnych jest to, że władze innych szczebli zachowują całkowitą neutralność. W Polsce Donald Tusk i Bronisław Komorowski podeptali tę fundamentalną zasadę, wzywając warszawiaków, żeby nie uczestniczyli w referendum – stwierdził Kamiński.
Rzeczywiście, strategia przyjęta przez premiera i prezydenta – przekonywanie, iż udział w głosowaniu to głos za rządami PiS w stolicy – okazała się skuteczna. Tyle że PiS dał ku temu dobry pretekst: bardzo szybko wyciągnął w kampanii referendalnej partyjne sztandary. To zraziło część wyborców, którzy popierali referendum dopóki uchodziło ono za ponadpartyjną inicjatywę stołecznych samorządowców. Lider PiS Jarosław Kaczyński odwołał wczoraj swe wystąpienie dotyczące referendum.