Emocje, które ujawniamy, deklarujemy, zdradzamy każdym grymasem czy mrugnięciem, usiłują uchwycić malarze, ale na niepowtarzalność naszych policzków, czół i oczu czyhają również policjanci. Dziś wspierają ich kolejne generacje komputerowych systemów rozpoznawania twarzy, pół wieku temu robili to fotografowie.

Czy to przypadek, że w ciągu ostatniego roku ukazały się dwa albumy dokumentujące to, co ocalało w kartotekach dwóch totalizmów? W marcu ukazała się książka Tomasza Kiznego „Wielki Terror 1937–38", której integralną część stanowią fotografie ofiar NWKD robione w moskiewskich więzieniach na krótko przed egzekucją. W listopadzie na półki księgarń trafiła książka Anny Dobrowolskiej „Fotograf z Auschwitz" – zapis wspomnień Wilhelma Brasse, obywatela II RP, Polaka o niemieckich korzeniach, który za odmowę podpisania volkslisty trafił do Auschwitz i – jako zdolny fotograf – został zatrudniony przy robieniu zdjęć przeznaczonych do kartoteki obozowej nowo przybyłym więźniom.

„Fotograf z Auschwitz" to zapis wspomnień Wilhelma powstały na kanwie filmu dokumentalnego „Portrecista", który został nakręcony przez Ireneusza Dobrowolskiego w roku 2005. Ocalone przez dokumentalistę zdjęcia „policyjne" zostały uzupełnione o fotografie innych autorów, reprodukcje dokumentów, solidny aparat naukowy – ale i tak najdłużej patrzymy na zdjęcia portrecisty, który z narażeniem życia przechował negatywy zdjęć Jana Niewczasa, rolnika z Tychowa, Chaima Nussena, kupca z Mielca, piętnastoletniej Czesi z Zamojszczyzny i 40 tysięcy innych. Krzaczaste brwi, przerażone oczy, zadarty nos dziewczyny. I ściągnięte brwi – nas, oglądających. Jak to było u Herberta, w wierszu „Apollo i Marsjasz"? „(...) odwraca głowę /  i widzi / że drzewo, do którego przywiązany był Marsjasz / jest siwe / zupełnie".