W myśl tego założenia wszystkie instytucje publiczne powinny unikać jak ognia ideowego zaangażowania. I tu kryje się pułapka, bo zwykle nie da się uszanować jednej wrażliwości, nie depcząc jednocześnie drugiej. Każde rozstrzygnięcie na czyjąś korzyść stawia nas bowiem po jednej ze stron konfliktu przeciwko drugiej. Mówiąc inaczej: neutralność światopoglądowa jest fikcją.
Weźmy przykład pierwszy z brzegu: krzyże wiszące w niektórych publicznych szkołach. Nie wdając się w debatę na temat słuszności bądź niesłuszności wieszania krzyży, spróbujmy rozważyć, jak powinny zachować się władze szkolne. Zgadzając się na krzyże, władze narażają się na zarzut nieprzestrzegania rozdziału państwa i Kościoła, z kolei zakazując krzyży, nie szanują wrażliwości katolików, co nie służy społecznej harmonii.
Można powiedzieć za lewicą, że wieszanie krzyży to wzniecanie ideologicznego sporu, ale przecież ich usunięcie również byłoby motywowane ideologicznie. Nie ma żadnej neutralności – w obu przypadkach decyzja jest ideologiczna.
Cały tekst w Plusie Minusie
Tu w sobotę można kupić elektroniczne wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem