Według śledczych mężczyzna podpalił dom, w którym znajdowali się jego bliscy, bo chciał uzyskać pieniądze z ubezpieczenia. Media podały, że P., który prowadził zakład produkujący meble, miał poważne długi. Pojawiła się też informacja, że podejrzany regularnie zdradzał żonę, a jednej z kochanek oświadczył się.
Jak poinformował rzecznik prokuratury, z opinii biegłego jednoznacznie wynika, że ktoś celowo podpalił budynek. Jak zaznaczył rzecznik prokuratury Michał Szułczyński, ogień podłożono w mieszkaniu w sześciu miejscach.
- Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było też śladów włamania - dodał rzecznik.
Jak dodał rzecznik, aby upozorować przypadkowe powstanie pożaru, sprawca podłożył martwą mysz. Chodziło o zasugerowanie, że przegryzła kable, doprowadzając do zwarcia. Na zlecenie prokuratury przeprowadzono sekcję zwłok gryzonia. Okazało się, że zdechł wcześniej niż doszło do pożaru, na skutek urazu mechanicznego.
Śledczy ustalili, że Dariusz P. wbrew temu co twierdzi, był w chwili pożaru w pobliżu domu, a nie kilkanaście kilometrów od niego. Ustalono to na podstawie logowań jego telefonu. Biegli odkryli także, że P. sam sobie wysyłał SMS-y z pogróżkami, aby skierować śledztwo na fałszywe tory. Znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości.