Kto kogo wystawił do wiatru i czy szykuje się rozstanie. Jedno jest pewne - listy PiS do europarlamentu zostały ułożone tak, że „jedynki" nie przypadły ulubieńcom redemptorysty. Posłowie, a właściwie posłańcy, Brudziński i Błaszczak, którzy udali się z wizytą do ojca Rydzyka, zostali podobno odprawieni. Zdaniem Kamili Baranowskiej z „Do Rzeczy" takie ustawienie list wyborczych to czytelny sygnał wysłany przez Kaczyńskiego dyrektorowi Radia Maryja: „Poradzimy sobie bez was". Newsweek", który w tytule stawia na „Listę rozwodową", pisze, że podobno ojciec Rydzyk miał powiedzieć o Kaczyńskim, że „prezes na własne życzenie przegra wszystko" . Natomiast według „Wprostu" to raczej ciche dni, bo „Rydzyk poczuł się oszukany". Polityk z władz PiS mówi tygodnikowi, że artykuł ostro krytykujący Chrisa Cieszewskiego (jednego z głównych ekspertów zespołu Macierewicza) w „Gazecie Polskiej" -„na razie traktujemy jako dyrektorskie zwykłe negocjacje". Wszak to nie pierwszy kryzys w tym związku.
Bicie polityczne i patriotyczne
A skoro już jesteśmy przy ojcu Rydzyku, to nie sposób nie zauważyć sylwetki jego zaciekłego oponenta, czyli prof. Jana Hartmana, który, jak przypomina „Newsweek" mówi o dyrektorze Radia Maryja: rzygać się chce. Palikota nazywa zaś mężem stanu. Jeden z rozmówców Aleksandry Pawlickiej mówi o nim: „Hartman zarzuca innym cynizm, podczas gdy sam jest cynikiem stuprocentowym. Palikota broni tylko dlatego, że ten dał mu jedynkę na liście wyborczej. Hartman idzie z tym, kto da więcej".
Polityczne bicie piany, o którym pełno w niemal wszystkich gazetach, wydaje się zupełnie niewarte uwagi, gdy czyta się o zmaganiach rodziców wychowujących niepełnosprawne dzieci. Polecam w „Newsweeku" wywiad Jacka Tomczuka z generałem Gromosławem Czempińskim. Etatowy twardziel wzruszająco opowiada nie tylko o swoim synu Piotrku, ale i trudnościach, jakie miał na początku z zaakceptowaniem faktu, że chłopak urodził się z zespołem Downa. Począwszy od niedowierzania, poprzez otępienie i frustrację, a skończywszy na wielkiej miłości „tatulka" do „synka" i... strachu, co będzie, gdy rodziców zabraknie. To ładny gest Czempińskiego na rzecz protestujących w Sejmie rodziców – mówi, że ich rozumie – w jego rodzinie to żona zrezygnowała z pracy aby zająć się chłopcem: „Piotr wymaga stałej opieki, a przecież są przypadki dużo większej niepełnosprawności".
„Do Rzeczy" pyta znanych Polaków m.in. o to, czy warto bić się za ojczyznę. Ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski nie ma wątpliwości, że w razie potrzeby za Polskę bić się trzeba. Nie wierzy jednak, że dzisiaj powstałyby „Szare Szeregi". Innego zdania jest Paweł Kukiz, który twierdzi, że „znalazłaby się grupa osób gotowa do walki: uczestnicy Marszu Niepodległości, może kibice". Przyznaje, że sam ma w domu kilka sztuk broni, a ostatnio zamówił tysiąc sztuk amunicji. Inne zdanie ma ciut młodsze pokolenie. Jan Lubomirski – Lanckoroński przyznaje, że w pierwszej kolejności stawia dzieciom za wzór te osoby, które „potrafiły nie tylko walczyć, ale przede wszystkim budować potęgę gospodarczą kraju". A Marcin Prokop kwituje: „nikt nie będzie wiedział – ja również – jak się zachowa dopóty, dopóki rzeczywiście nie znajdzie się w obliczu tego, co stało się udziałem żołnierzy Westerplatte, powstańców warszawskich, czy choćby protestujących na Majdanie (...). Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono".
Umowy i śledztwa na cenzurowanym
W dzisiejszej „Rzeczpospolitej" piszemy o błędnym kole, w jakim znalazło się śledztwo smoleńskie. Okazuje się, że biegli nie wydadzą ostatecznej opinii na temat katastrofy bez wraku i czarnych skrzynek tupolewa. „Rosjanie już dawno zapowiedzieli, że nie oddadzą nam kluczowych dowodów, dopóki nie zakończą własnego śledztwa. A jest tajemnicą poliszynela, że zamierzają je zamknąć dopiero wtedy, gdy my zakończymy swoje. My zaś swojego nie możemy zakończyć, dopóki nie dostaniemy wraku" – pisze Michał Szułdrzyński i wskazuje, jak bardzo mylili się ci, którzy mówili, że zwrócenie nam wraku nie ma żadnego znaczenia.