Reklama

Niebezpieczna eskapada resortu do Afryki Zachodniej

Mimo zagrożenia ebolą z MSZ wysłano delegację do Afryki Zachodniej. Środki ostrożności? Poszły w odstawkę.

Publikacja: 19.09.2014 02:00

Niebezpieczna eskapada resortu do Afryki Zachodniej

Foto: AFP

Wizyta miała miejsce w kwietniu, ale jej szczegóły wyszły na jaw pod koniec sierpnia, podczas posiedzenia Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Było poświęcone promocji Polski za granicą, ale dyskusja nieoczekiwanie zeszła na temat epidemii eboli, która w Afryce Zachodniej pochłonęła już 2,1 tys. ofiar.

– Pojechałam do Senegalu i Ghany, jak był wirus Ebola... ale było to dawno, jakieś parę miesięcy temu, jak wirus się zaczął – powiedziała znienacka posłom wiceszefowa MSZ Katarzyna Kacperczyk i od razu dodała, że nie podjęła środków ostrożności. – Rzeczywiście zostałam uprzedzona, że trzeba zachować ostrożność sanitarną. Kupiłam sobie z 50 pojemników z odkażaczem. Usłyszałam, że najlepiej unikać uścisków dłoni, bo także w ten sposób można się zarazić. Gdy wysiadłam na lotnisku, to powiem szczerze, że milion osób nagle uścisnęło mi dłonie, więc pomyślałam, że już nie ma co wykorzystywać tych 50 buteleczek... – opowiadała.

Co wiceminister robiła w tym regionie świata? W odpowiedzi na pytania z „Rz" MSZ pisze, że celem „misji gospodarczej" był wzrost polskiego eksportu do Afryki. Oprócz Kacperczyk w delegacji byli „przedstawiciele blisko 40 polskich spółek zainteresowanych nawiązaniem nowych kontaktów handlowych z partnerami afrykańskimi".

„Żaden z uczestników misji po powrocie do kraju nie zgłaszał MSZ problemów zdrowotnych, które mogłyby być związane z pobytem" – podkreśla resort. Dodaje, że „w czasie wizyty Senegal i Ghana nie były krajami objętymi epidemią eboli, jak również ostrzeżeniami WHO dot. ryzyka wybuchu epidemii".

Rzeczywiście, w Senegalu pierwszy przypadek eboli odnotowano w sierpniu. Jednak śledząc doniesienia światowych mediów, można się przekonać, że już w marcu panowała tam napięta sytuacja. Władze kraju zdecydowały się zamknąć granice w obawie przed rozprzestrzenianiem się epidemii z sąsiedniej Gwinei. Podczas wizyty delegacji media pisały też o pierwszym przypadku eboli w Ghanie, którego nie potwierdziły jednak badania laboratoryjne.

Reklama
Reklama

Czy bezpieczeństwo polskiej delegacji było zagrożone?

– Ebola nie fruwa w powietrzu, a ryzyko zakażenia pojawia się w trakcie bezpośredniego kontaktu z osobami chorymi, ewentualnie ze zwłokami – wyjaśnia prof. Jacek Klawe, epidemiolog z Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy. – Jednak wypowiedź o niepodejmowaniu środków ostrożności świadczy o beztroskim podejściu do sprawy i jest szkodliwa, bo ktoś może próbować brać przykład z takiego zachowania – dodaje profesor.

O lekkomyślności mówi też poseł PiS Andrzej Jaworski. – W tej sytuacji należy zadać pytanie, w jaki sposób MSZ dba o bezpieczeństwo innych pracowników w tamtym regionie i czy również oni nie lekceważą środków ostrożności – podkreśla.

Z odpowiedzi, które wysłało nam biuro prasowe MSZ, wynika, że Liberii, Gwinei i Sierra Leone, w których występują największe ogniska epidemii eboli, od kilku miesięcy nie odwiedził żaden polski dyplomata. MSZ wciąż jednak utrzymuje placówkę w Abudży w Nigerii. W tym kraju pierwszy przypadek eboli potwierdzono pod koniec lipca. „Ostrożność w planowaniu podróży do Nigerii" zaleca oficjalnie na swoich stronach internetowych MSZ.

Do zagrożonych epidemiami regionów oprócz dyplomatów podróżują jednak także inni funkcjonariusze, o czym może świadczyć przypadek byłego wiceszefa Służby Wywiadu Wojskowego Jacka Połujana. Pod koniec sierpnia zmarł on we wrocławskim szpitalu wskutek zakażenia chorobą tropikalną. Nieoficjalnie wiadomo, że nie była to ebola, lecz malaria.

Wizyta miała miejsce w kwietniu, ale jej szczegóły wyszły na jaw pod koniec sierpnia, podczas posiedzenia Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Było poświęcone promocji Polski za granicą, ale dyskusja nieoczekiwanie zeszła na temat epidemii eboli, która w Afryce Zachodniej pochłonęła już 2,1 tys. ofiar.

– Pojechałam do Senegalu i Ghany, jak był wirus Ebola... ale było to dawno, jakieś parę miesięcy temu, jak wirus się zaczął – powiedziała znienacka posłom wiceszefowa MSZ Katarzyna Kacperczyk i od razu dodała, że nie podjęła środków ostrożności. – Rzeczywiście zostałam uprzedzona, że trzeba zachować ostrożność sanitarną. Kupiłam sobie z 50 pojemników z odkażaczem. Usłyszałam, że najlepiej unikać uścisków dłoni, bo także w ten sposób można się zarazić. Gdy wysiadłam na lotnisku, to powiem szczerze, że milion osób nagle uścisnęło mi dłonie, więc pomyślałam, że już nie ma co wykorzystywać tych 50 buteleczek... – opowiadała.

Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Ujawniono dwa drony na Mazowszu. Służby szukały też pod Warszawą
Kraj
Highline Warsaw otwarte. Zwiedziliśmy taras na Varso Tower. Zupełnie nowa perspektywa stolicy
Kraj
Nocna prohibicja w Warszawie. Aktywiści proszą ministra Kierwińskiego o użycie wpływów
Kraj
Prawie 100 mln zł dla Warszawy. Wielkie dofinansowanie na zielony transport i infrastrukturę społeczną
Reklama
Reklama