Po zmarnowanym kampanijnie zeszłym tygodniu prezydent Bronisław Komorowski ruszył w Polskę. W poniedziałek był w krakowskiej Nowej Hucie oraz miał konwencję na Śląsku. Był w dobrym humorze po niedzielnej debacie w TVP.
– Przegrać w Krakowie, mieszkając w Krakowie, kiepska perspektywa! – kpił prezydent z Andrzeja Dudy. Wrócił też do jednego z zarzutów, jakimi posłużył się wcześniej w debacie. Powtórzył, że Duda blokuje etat na Uniwersytecie Jagiellońskim, a do rezygnacji z niego wezwała kandydata PiS jedna ze studentek.
Kurski szykował Dudę
Rzecznik Uniwersytetu Jagiellońskiego Adrian Ochalik przypomniał jednak, że Duda nie pobiera wynagrodzenia, a na jego miejsce zatrudniona jest osoba na zastępstwo. Sam Duda się do tego nie odnosił, ale rzecznik PiS Marcin Mastalerek przypominał, że takie rozwiązanie przysługuje każdemu parlamentarzyście. Przy okazji zaatakował Komorowskiego, że ten od 25 lat jest zawodowym politykiem. – Duda prowadził wcześniej własną działalność – przypominał.
W PiS rozważano pozwy za to oraz inne poczynania z debaty, takie jak przytoczenie niepełnych zdaniem sztabu odpowiedzi kandydata z ankiety dla jednego z serwisów. Takie decyzje jednak nie zapadły. Duda ruszył bowiem do Szczecina, by przekonywać mieszkańców terenów, gdzie miał słabsze poparcie, jego sztab skupił się zaś na negocjowaniu czwartkowej debaty w TVN.
Starcie będzie trwać krócej niż w TVP (70 minut), a kandydaci będą mieli więcej czasu na odpowiedzi. W ciągu dnia te ustalenia wisiały jednak na włosku. Jak poinformowała „Gazeta Wyborcza", zasady debaty wstępnie zostały zaakceptowane przez szefową sztabu Dudy Beatę Szydło. Potem do negocjacji dołączył jednak niespodziewanie Jacek Kurski. Były polityk PiS (wyrzucony również z Solidarnej Polski) chciał, by nie było pytań dziennikarzy, tylko sama wymiana zdań kandydatów.