Reklama

Unia na lata w cieniu Brexitu

Przez negocjacje Londynu z Brukselą zamrożono walkę z kryzysem

Aktualizacja: 05.05.2016 06:55 Publikacja: 03.05.2016 18:54

David Cameron, próbując poradzić sobie z eurosceptykami, sprowadził kłopoty na całą Unię

David Cameron, próbując poradzić sobie z eurosceptykami, sprowadził kłopoty na całą Unię

Foto: AFP

Już 23 czerwca Brytyjczycy pójdą do urn, żeby zdecydować, czy ich kraj pozostanie w Unii Europejskiej. Wszyscy dość zgodnie uważają, że negatywny wynik będzie bardzo złą wiadomością dla Unii, i to niezależnie od tego, jak bardzo zgadzają się lub nie z brytyjskim punktem widzenia dalszej integracji UE.

Politycy postulujący bardziej federalny model Europy czy ci wspierający rozwiązania socjalne kosztem rynkowych w gospodarce wielokrotnie narzekali na Londyn, a wręcz cicho mówili, że niech już sobie Brytyjczycy wyjdą z UE, zamiast ciągle stwarzać problemy. Ale nawet oni przyznają dziś, że decyzja o przyszłości Wielkiej Brytanii w UE zapada w najgorszym możliwym momencie.

Unia jest pogrążona w kryzysach, żeby wspomnieć tylko o uchodźcach i euro, a w wielu krajach europejskich na popularności zyskują partie eurosceptyczne, które chcą wykorzystać referendum brytyjskie dla swoich celów. Jeśli wynik będzie na tak, to będą argumentowały, że ich kraje też powinny dostać różnego rodzaju wyjątki w statusie członkostwa w UE, tak jak wynegocjował to Londyn.

Jeśli natomiast wygra nie, to będą bardzo uważnie śledziły, jaki rodzaj umowy Wielka Brytania wypracuje z Unią i czy być może jest to model wart naśladowania.

Rozgrywka Camerona

Referendum w sprawie Brexitu było pomysłem Davida Camerona na ucieczkę do przodu: rozprawienie się raz na zawsze z eurosceptykami we własnej partii. W swoją wewnątrzpartyjną rozgrywkę Cameron wciągnął całą Europę. Ta zamiast zajmować się swoimi rzeczywistymi problemami, musiała stanąć twarzą w twarz z dylematem torysów.

Reklama
Reklama

Już do tej pory ma to kilka negatywnych konsekwencji. Po pierwsze, znaczna część energii politycznej kierowana była w stronę negocjacji specjalnego statusu dla Zjednoczonego Królestwa zamiast nakręcania debaty wokół innych projektów europejskich.

Po drugie, dołożono paliwa eurosceptykom. Po trzecie wreszcie, ze strachu przed możliwą negatywną interpretacją wstrzymano się z wszelkimi ważnymi propozycjami legislacyjnymi. Jedyne, czym zajmuje się teraz Unia, to uchodźcy, bo przed tym, nawet w obliczu Brexitu, uciec się nie da. Ponadto Wielka Brytania nie należy do strefy Schengen, nie uczestniczy w unijnym systemie podziału imigrantów, więc dla wyborców w tym kraju nie ma to znaczenia.

Gospodarka? Po referendum

Ale zamrożono dyskusję o wszelkich sprawach gospodarczych, w tym o przyszłości strefy euro, mimo że Wielka Brytania też do niej nie należy. O szybkie rozwiązanie woła problem grecki, ale od miesięcy unijne instytucje nie chcą wydać jednoznacznego werdyktu i czekają na wynik referendum.

Już w grudniu ubiegłego roku miała być przedstawiona unijna inicjatywa w sprawie mobilności, która miała na nowo definiować zasady przepływu pracowników na wspólnym rynku. Też wstrzymana, światło dzienne ujrzała wyłącznie część dotycząca nowych zasad delegowania pracowników. Zresztą bardzo dla Polski niekorzystna.

Strategia rynku wewnętrznego, którą przygotowuje Elżbieta Bieńkowska, też pojawi się dopiero na jesieni. Właściwie do teraz nie było żadnej ważnej propozycji legislacyjnej z dziedziny gospodarki. Pierwsze zapowiedziano na jesień, a więc dopiero po dwóch latach od rozpoczęcia mandatu przez nową Komisję Europejską.

W rozmowach z dyplomatami i urzędnikami w Brukseli na jakikolwiek temat ciągle teraz słychać stwierdzenie, że po referendum zajmiemy się sprawą.

Reklama
Reklama

Ta nadzieja może okazać się płonna, bo referendum prawdopodobnie żadnego problemu nie rozwiąże, i przyznają to nawet w nieoficjalnych rozmowach znający sprawę Brexitu dyplomaci. Są bowiem dwa najbardziej prawdopodobne scenariusze, oba równie złe.

W pierwszym wygrywają zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. I wtedy nie tylko Unia traci ważne państwo członkowskie, kluczowe dla zachowania rynkowej opcji w polityce gospodarczej i transatlantyckiego kursu w polityce zagranicznej. Ale też przez najbliższe przynajmniej dwa lata (tyle optymistycznie przewiduje traktat) zajmuje się opracowaniem precedensowego wyjścia kraju z UE. I każda unijna decyzja musi to brać pod uwagę: jak negocjować TTIP, jeśli nie będzie w nim Wielkiej Brytanii? Jak dyskutować o większej integracji w strefie euro, żeby nie rozsierdzić eurosceptyków we Francji, którzy chcieliby odejścia od wspólnej waluty? Jak planować większą swobodę usług na rynku wewnętrznym bez Brytyjczyków? Nie mówiąc o tym, że z całą pewnością, zanim w ogóle dojdzie do jakichkolwiek szczegółowych negocjacji dotyczących poszczególnych kawałków unijnej legislacji, to najpierw musi dojść do debaty o przyszłości UE.

Jak zauważył w rozmowie z „Rzeczpospolitą" wpływowy francuski eurodeputowany Alain Lamassoure, trzeba będzie usiąść przy stole, gdzie każdy musi się określić, czy chce dalej uczestniczyć w projekcie integracji europejskiej czy może woli wybrać drogę brytyjską. Trudno sobie wyobrazić, żeby w czasie trwania takiej debaty Bruksela zaprezentowała jakiekolwiek znaczące, a więc także kontrowersyjne dla niektórych, propozycje prawne.

„Tak" złe, „nie" również

Drugi scenariusz, czyli pozostanie Wielkiej Brytanii w UE, tylko pozornie gwarantuje Unii spokój. W żadnym wypadku nie jest to opcja równoznaczna z „back to business".

Żeby tak było, zwolennicy UE musieliby wygrać o przynajmniej 10 pkt proc., co według obecnych sondaży jest niemożliwe. Jeśli wygrają, to o jeden lub najwyżej kilka punktów procentowych. A wtedy debata o Brexicie wcale się nie kończy.

W Wielkiej Brytanii oznaczać to będzie głębokie pęknięcie Partii Konserwatywnej, być może powstanie jakiejś nowej siły. Obóz eurosceptyków za kilka lat znów zażąda referendum. A przez ten czas Cameron może jak do tej pory szantażować Unię. Będzie sprzeciwiał się wszystkim tym projektom, które mogłyby zostać zaprezentowane przez jego przeciwników politycznych jako zmniejszające suwerenność kraju i – co ważne dla Polski – zwiększające napływ imigrantów zarobkowych z innych państw UE.

Reklama
Reklama

Cokolwiek więc się stanie 23 czerwca, UE skazana będzie przez najbliższe lata na zajmowanie się problemem brytyjskim. Skutki mogą być tylko negatywne.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Kolejne dziesiątki milionów w remont Sali Kongresowej. Termin otwarcia się oddala
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama