Coś się skończyło i pozostaje nostalgia, tym bardziej że nie wiadomo co dalej. To nie najlepszy okres dla wszystkich, których fascynuje kosmos. Nie chodzi tylko o koniec wyścigu technologicznego, który spowodował obniżenie nakładów na badania i loty kosmiczne, ale też o zmianę sposobu myślenia. Zwycięża racjonalność, a to niedobrze, bo w programie badań kosmicznych zawsze bardzo ważne było romantyczne dążenie do odkrywania nowego. Być może winna jest też technologia, która pozwala na organizowanie lotów bezzałogowych. A wysyłanie w kosmos maszyny zawsze będzie działało na wyobraźnię mniej niż posyłanie tam ludzi.
Kiedy Tom Hanks zagrał w „Apollo 13", tak zafascynował go kosmos, że został znawcą tematu i nakręcił serial o lotach na Księżyc. Często się zdarza, że kosmos tak kogoś wciąga?
Bardzo często. W planetarium Kopernika mamy wolontariuszy, którzy zajmują się zupełnie innymi dziedzinami nauki i z astronomią nie mieli nic wspólnego. Jeden z nich, historyk, opowiadał mi z przejęciem, że zaczął obserwować niebo i zobaczył gromady kuliste. Podobnie jest z innymi. Obserwowanie kosmosu i loty kosmiczne dają poczucie ogromu możliwości.
Czy ambicjonalne podejście do podboju kosmosu może jeszcze wrócić?
Tak, ale żeby to się stało, Chińczycy musieliby ogłosić swój program kosmiczny, np. zapowiedzieć lot na Marsa. To pobudziłoby światową opinię publiczną i nie czekalibyśmy długo na powrót wyścigu technologicznego. Drugi, mniej przyjemny wariant, to odkrycie planetoidy na kursie kolizyjnym z Ziemią. Wbrew pozorom oba te scenariusze nie są zupełnie nieprawdopodobne.