Od tej operacji zależy powodzenie całej misji. Wystrzelona 2 marca 2004 roku sonda pozostaje w stanie hibernacji (w celu oszczędzania energii) od czerwca 2011 roku. Teraz trzeba jednak uruchomić wszystkie podzespoły sondy — w maju ma zacząć zbliżać się do komety okresowej 67P/Czuriumow-Gierasimienko. W połowie roku ma już znaleźć się na jej orbicie.
Najważniejsza faza misji Rosetta nastąpi jednak w listopadzie. Pierwszy raz ziemski lądownik (nazwany Philae) spróbuje opuścić się na powierzchnię jądra komety. Wykonane wtedy badania będą niezwykle cenne dla astrofizyków i astrobiologów. Naukowcy sądzą, że właśnie w kometach pozostał ślad pierwotnej materii z czasów formowania się naszego Układu Słonecznego.
- Wiem, że koledzy z NASA mówią o „siedmiu minutach horroru", kiedy oczekiwali na udane lądowanie łazika Curiosity na Marsie. Dla nas to będą natomiast cztery godziny horroru, podczas gdy Philae odłączy się od sondy i zbliży się do powierzchni jądra komety — mówi Jean-Jacques Dordain, dyrektor ESA.
Philae ma opaść na jądro komety z prędkością około metra na sekundę. Aby nie odbić się od celu, lądownik wystrzeli harpuny, które będą pełnić rolę kotwic.
Na razie jednak kontrolerzy w niemieckim Darmstadt oczekują na odpowiedź na „Rosetto, obudź się!". Sygnał z nadajnika sondy będzie świadczył o tym, że wybudzenie przebiegło pomyślnie. Nie wiadomo dokładnie kiedy przyrządy Rosetty rozgrzeją się na tyle, że będzie mogła ona potwierdzić gotowość. Prawdopodobnie nie stanie się to wcześniej niż w poniedziałek ok. 19 naszego czasu. Wiadomość od sondy ma wychwycić 70-metrowa antena radiowa Goldstone w Kalifornii należąca do NASA.