Kapsuła lądownika Sojuz, w której oprócz Garriotta było jeszcze dwóch rosyjskich kosmonautów – Siergiej Wołkow i Oleg Koronienko – opadła na spadochronie na stepie Kazachstanu w planowanym miejscu. Aby złagodzić wstrząs, przed dotknięciem ziemi odpalone zostały specjalne silniki rakietowe. Kapsuła wylądowała ok. 80 km na północ od miasta Akalyk. Została otoczona przez ekipę ratunkową, a astronauci opuszczali pojazd w pierwszych promieniach porannego słońca. Mimo pięknej pogody temperatura na stepie była bliska zera.
– Czuję się wspaniale. Powrót był perfekcyjnie łagodny – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Garriott po wyciągnięciu go z kapsuły przez ratowników. Za 12-dniową podróż zapłacił 35 mln dolarów.
[srodtytul]Niesłuszne obawy[/srodtytul]
Po udanym lądowaniu amerykańscy i rosyjscy specjaliści odetchnęli z ulgą. Dwie poprzednie wyprawy Sojuza miały kłopoty z miękkim lądowaniem. Sam Garriott najbardziej obawiał się tego momentu. Poprzednia misja Sojuza z kwietnia, z koreańską kosmonautką, wpadła w atmosferę jak rakieta balistyczna pod niewłaściwym kątem i wylądowała poza planowanym obszarem, uderzając w ziemię ze zbyt dużą prędkością.
– Nie przypominam sobie łagodniejszego lądowania – powiedział reporterom w Moskwie Anatolij Perminow, szef rosyjskiej agencji Roskosmos. – Zrobiliśmy co w naszej mocy i jeszcze więcej, aby to lądowanie było idealne. Załoga czuje się wyśmienicie.