Zdarzają się przeciętnie co 150 lat. Ostatnia miała miejsce w 1859 roku. Dotychczas nie powodowały większych szkód. Ale żadnej nie było od początku ery lotów kosmicznych. Naukowcy mają więc pięć lat na opracowanie sposobu ochrony satelitów i systemów telekomunikacji.
„To tylko kwestia czasu, kiedy zdarzy się wyjątkowo gwałtowna burza słoneczna" – pisze Ashley Dale z Uniwersytetu w Bristolu. Dale jest współautorem raportu, który ukaże się w sierpniowym wydaniu magazynu „Physics World". Jest też członkiem 40-osobowej grupy naukowców zwanej SolarMax, powołanej przez Międzynarodowy Uniwersytet Kosmiczny w Strasburgu. Grupa ma określić zagrożenie i najlepsze sposoby ograniczania potencjalnych szkód.
Burze słoneczne są powodowane przez gwałtowne wybuchy na powierzchni gwiazdy, połączone z wyrzucaniem zjonizowanej atmosfery słonecznej w kosmos – tzw. koronalnymi wyrzutami masy (CME). Te zjawiska poprzedzone są często rozbłyskami, uwalnianiem ze Słońca energii w postaci promieni gamma, rentgenowskich, protonów i elektronów. Te wydarzenia układają się w około 11-letnie cykle, ale nawet największe są na tyle słabe, że nie stanowią zagrożenia.
Ale powtarzające się raz na 150 lat superburze występują, gdy koronalne wyrzuty masy są tak silne, że rozrywają na strzępy chroniące planetę pole magnetyczne.
Największa w historii burza słoneczna zarejestrowana została w 1859 roku. Rozbłysk zauważył astronom Richard Carrington. Wkrótce po nim nastąpił gigantyczny wyrzut masy. Był tak silny jak wybuch 10 mld bomb atomowych. Do Ziemi dotarło ok. biliona kilogramów naładowanych cząstek pędzących z prędkością 3 tys. km/s. Zniszczone zostały ówczesne linie telegraficzne w Europie i USA. Takie zdarzenie dzisiaj wywołałoby ogromne skoki napięcia w napowietrznych liniach przesyłowych i sparaliżowałoby telekomunikację. Zniszczyłoby też urządzenia tysięcy satelitów krążących na orbicie Ziemi.