– Zgłosiłem się do programu, licząc na pomoc w zainstalowaniu fotowoltaiki. Jednak tracę już nadzieję – żali się anonimowo proboszcz z Lubelszczyzny. Jest jednym z wielu duchownych zaniepokojonych poślizgiem w realizowaniu programu termomodernizacji świątyń.
Nosi on nazwę „Poprawa jakości powietrza, część 2. Zmniejszenie zużycia energii w budownictwie". Jego dysponentem jest Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, którym kieruje Kazimierz Kujda, prywatnie przyjaciel Jarosława Kaczyńskiego. Nabór wniosków ruszył w 2016 r., a można było zgłaszać też do niego m.in. szpitale, muzea, domy studenckie i zabytki. Jednak od początku wyjątkową popularnością cieszyła się kategoria „obiekty sakralne wraz z obiektami towarzyszącymi".
Złożenie wniosku wiązało się ze sporządzeniem audytu energetycznego. – Poprawa efektywności energetycznej budynków sakralnych jest trudna z uwagi na dużą kubaturę, a przede wszystkim konieczność nienaruszania elewacji. Można zastanowić się nad podwójnym przeszkleniem witraży, ociepleniem stropów, o ile pozwala na to polichromia, albo wymianą źródeł ciepła – mówi Gabriela Lenartowicz, posłanka PO, a w przeszłości szefowa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.
Dodaje, że z tego powodu audyty mogły kosztować ponad 20 tys. zł. Z naszych informacji wynika, że właśnie obawa o nieodzyskanie tych pieniędzy niepokoi proboszczów.
Dlaczego wciąż nie powstała nawet tzw. lista rankingowa programu? – Ograniczone możliwości zatrudnienia powodują, że wnioski w ramach programów krajowych mają dalszy priorytet niż wnioski w ramach środków unijnych – mówi rzecznik NFOŚiGW Sławomir Kmiecik.