Z kolei zasada uczestnictwa zakłada, że największym skarbem człowieka jest jego bliźni. Kulminacyjnym aktem odniesienia do bliźniego jest dar miłości z siebie samego i to jest największa inwestycja naszej wolności.
W tym kontekście mieści się również nauczanie Karola Wojtyły o ludzkiej seksualności?
To prawda. Wojtyłę od początku fascynowała miłość, której szczególnym wyrazem jest tzw. miłość oblubieńcza. Jego refleksja na temat ludzkiej seksualności idzie wbrew utrwalonemu błędnemu przekonaniu, że głównym celem małżeństwa jest prokreacja i tylko wtedy akt seksualny jest dopuszczalny. A jeśli tak się nie dzieje, to należy chwalić małżonków za abstynencję (od seksu) i propagować tzw. białe małżeństwa. Za takim przekonaniem stoi manichejskie podejrzenie, że akt seksualny zawsze ma w sobie coś z grzeszności. Natomiast Wojtyła pokazuje, że akt małżeński jest wyrazem świadczonej sobie wzajemnie miłości. Jest on cenny, ważny, dobry oraz godny moralnej aprobaty. Pokazuje, że nie tylko perspektywa poczęcia usprawiedliwia akt seksualny. Akt seksualny w małżeństwie jest sam przez się dobry i trzeba dobrze zrozumieć jego naturę.
Czy to właśnie jako papież wnosi do powszechnego nauczania Kościoła?
Tak, i więcej. Wnosi fascynację Bogiem w Jego tajemnicy miłosierdzia dla każdego człowieka. Jako „biskup świata" Karol Wojtyła zwrócił też baczniejszą uwagę na etykę społeczną. Gdy Jan Paweł II zaczął odwiedzać różne kraje, zauważył, że niektóre z nich należą już nie do Trzeciego Świata, lecz nawet do czwartego. Bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi i jest ich coraz więcej. Gdy zobaczył, że ubóstwo radykalizuje konflikty społeczne, coraz bardziej zaczął się interesować etyką społeczną. Dlatego powstały encykliki „Laborem Exercens", „Sollicitudo rei socialis", „Centesimus annus". I dlatego też tak istotnym elementem papieskiego przesłania stała się obrona praw człowieka, w szczególności tego najbardziej ciemiężonego.
Przy tym wszystkim papież krytycznie odnosił się do wielu nurtów współczesnej kultury.