Po odwołaniu koncertu Carlosa Santany organizator Andromeda-ART Group zamieścił na stronie internetowej komunikat, w którym deklaruje zwrot pieniędzy za bilet, ale tylko po przedstawieniu dowodu zakupu, „np. paragonu". Natychmiast wywołało to dyskusje na internetowych forach. „Kto trzyma paragon za bilet" – pytają ich posiadacze.
– Z pewnością część biletów została przekazana w barterze, część mogła być rozdawana za darmo, np. w konkursach. Dlatego firma rzeczywiście ma prawo domagać się udowodnienia, że doszło do sprzedaży biletu – komentuje Małgorzata Cieloch, rzecznik prasowy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Powinna jednak honorować także inne dowody. Klienci, którzy płacili kartą kredytową, mogą przedstawić chociażby wydruk z konta – zaznacza.
– Ograniczenie możliwości dowodowych do paragonu jest bezskuteczne – dodaje Michał Herde z Federacji Konsumenta. – Na udowodnienie zawarcia umowy można przedstawić dowolny dowód, nawet zeznania świadków – tłumaczy.
Organizator raczej z rezerwą podejdzie do zapewnień znajomych nabywcy biletu. Nie oznacza to, że nie ma on żadnych szans na odzyskanie zapłaconej kwoty. W ostateczności pozostaje mu pozew i dochodzenie sprawiedliwości przed sądem cywilnym. W grę wchodzi przede wszystkim art. 495 § 1 kodeksu cywilnego. Jeśli strona nie może wykonać świadczenia, obowiązana jest do zwrotu pieniędzy według przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu.
Wbrew pozorom w najlepszym położeniu są osoby, które zakupiły przez Internet e-bilet i same go wydrukowały. Musiały bowiem zarejestrować się w serwisie zajmującym się taką sprzedażą, zapłacić kartą lub przelewem i otrzymać link do e-biletu, na którym widnieje ich imię i nazwisko. W zasadzie już sam taki bilet, na którym jest imię i nazwisko oraz numer identyfikujący, uprawnia do otrzymania zwrotu. W razie problemów zakup można udowodnić za pomocą e-maila z potwierdzeniem transakcji czy na podstawie wyciągu z konta.