– Za granicę trzeba jechać z zapasem pieniędzy, żeby mieć za co wrócić – to słowa sędziego SN Mirosława Bączka. Padły w uzasadnieniu wyroku w sprawie, jaką marszałek województwa wielkopolskiego wytoczył Skarbowi Państwa. Domagał się pieniędzy, które wydał na ściągnięcie z Egiptu w lipcu 2012 r. 400 klientów upadłego Biura Alba Tour.
Ludzki marszałek
Z gwarancji, którą miało biuro, marszałek wypłacił 209 tys. zł. Art. 5 ust. 4 ustawy o usługach turystycznych upoważnia go do rozdysponowania gwarancją na pokrycie kosztów powrotu turystów do kraju. W połowie tego roku dodano ust. 5a, który precyzuje, że w razie niewypłacalności biura marszałek angażuje się w organizację powrotu turystów, jeśli nie zapewnia go biuro.
Do sprowadzenia turystów musiał jednak dopłacić 270 tys. zł z własnego budżetu. I teraz zażądał ich od państwa. Jako postawę wskazał art. 49 ust. 1 ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Mówi on, że na zadanie zlecone z administracji rządowej oraz inne zlecone ustawami samorząd dostaje z budżetu dotacje celowe.
Niepełna ochrona
Poznańskie sądy Okręgowy i Apelacyjny oddaliły żądanie. Uznały, że poza uruchomieniem gwarancji marszałek nie miał innego zadania.
– Nowelizacja potwierdziła jednak obowiązek marszałka – przekonywała przed Sądem Najwyższym pełnomocnik marszałka, mecenas Małgorzata Ratajczak. I mówiła, że marszałek działał pod presją sytuacji, ale sprawnie i humanitarnie, czego nikt nie kwestionował.