6 listopada amerykański dziennik „Wall Street Journal” po raz pierwszy ujawnił, jak mógłby wyglądać pokój w Ukrainie według Trumpa. Chodziłoby o zamrożenie obecnej linii frontu i utworzenie szerokiej strefy zdemilitaryzowanej. Prezydent elekt wyklucza jednak bezpośrednie zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w udzielenie gwarancji bezpieczeństwa Kijowowi – czy to poprzez wysłanie na Ukrainę amerykańskich żołnierzy, czy to obietnicę przyjęcia kraju do NATO.
Władimir Putin nie zaakceptuje idei misji rozjemczej. Chyba, że zmusi go do tego Donald Trump
- Zamrożenie obecnej linii frontu bez gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy byłoby powtórzeniem Memorandum Budapesztańskiego (umowa z 1994 roku, w której Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja gwarantowały integralność terytorialną Ukrainy w zamian za oddanie przez nią Moskwie broni jądrowej) czy porozumień z Mińska. A więc tylko dawałoby czas Putinowi na przygotowanie kolejnej ofensywy przeciw Ukraińcom – mówią „Rzeczpospolitej” doskonale poinformowane źródła w Paryżu
Francuzi wiedzą, że na obecnym etapie szansa na zaakceptowanie idei misji rozjemczej przez Putina jest niewielka. Oferta powstaje więc bardziej z myślą o Trumpie. Chodzi o to, aby w chwili, gdy podejmie on bezpośrednie rokowania z Kremlem (21 stycznia zostanie zaprzysiężony), mógł położyć na stole europejską ofertę.
Zdaniem naszych rozmówców nad Sekwaną misja składałaby się z koalicji „krajów chętnych”. Byłyby to państwa europejskie, które z jednej strony mają duży potencjał wojskowy, a z drugiej wolę zdecydowanego wsparcia Ukrainy. Poza Francją i Wielką Brytanią chodzi przede wszystkim o Polskę. A także kraje skandynawskie i bałtyckie i być może Holandię. W projekt na razie nie zamierzają zaangażować się Niemcy, Włosi czy Hiszpanie. W środę premier Donald Tusk będzie specjalnym gościem szczytu krajów nordyckich i bałtyckich w Szwecji NB8.
Zdaniem naszych rozmówców w Paryżu misja składałaby się z pięciu brygad wojsk lądowych. Dowództwo każdej z nich objęłoby oddzielne państwo spośród wyżej wymienionych (a więc zapewne taką rolę miałaby i Polska). Misję wspierałoby lotnictwo. Gdyby wyraziła na to zgodę Turcja, misja miałaby też komponent morski. Łącznie chodziłoby o 40-45 tys. żołnierzy, mniej więcej tyle, ile liczyła siła K-For gwarantująca pokój w Kosowie.
To ma być misja krajów, które wspierają Ukrainę. Nie ma w niej miejsca dla Indii
W Paryżu wyklucza się na obecnym etapie włączenie do tej inicjatywy krajów „globalnego południa” jak Indie. Chodzi bowiem o stworzenie siły, która zdecydowanie wspiera Ukrainę, a nie zachowuje neutralną postawę między Moskwą i Kijowem. Nad Sekwaną sprawa jest omawiana w Pałacu Elizejskim, w urzędzie premiera, ministerstwach obrony i spraw zagranicznych. Ale być może zyskuje ona jeszcze więcej zwolenników w kręgach władzy w Wielkiej Brytanii. Z naszych informacji wynika, że oba kraje nawiązały już kontakt w tej sprawie także z Polską. 19 listopada szef dyplomacji Radosław Sikorski przyjmował w Warszawie swoich odpowiedników z Francji, Niemiec i Włoch. W spotkaniu zdalnie uczestniczyli też szefowie MSZ Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.