Możliwe, że ukraińska armia próbowała atakować z powietrza nadchodzące kolumny, co doprowadziło do tragedii w Biełgorodzie. Na jeden z domów miasta spadła rakieta, burząc całą klatkę schodową. Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że runął zestrzelony przez obronę przeciwlotniczą ukraiński pocisk Toczka-U, ale inni rosyjscy oficjele twierdzą, iż był to celowy atak.
Za to bez wątpienia celowe jest ostrzeliwanie przez Rosjan budynków mieszkalnych Wołczańska, co najmniej kilkadziesiąt już jest zburzonych lub uszkodzonych.
Eksperci nie rozumieją celu rosyjskich ataków na okolice Charkowa
Po trzech dniach walk większość ekspertów nadal nie rozumie, jaki jest cel ataku. Dara Massicot z Fundacji Carnegie uważa, że to próba odciągnięcia ukraińskich rezerw z głównego frontu w Doniecczyźnie, gdzie cały czas trwa rosyjska ofensywa. Ale ukraiński wojskowy Konstanty Maszowec informuje, że to Rosjanie przerzucili stamtąd niektóre elitarne oddziały powietrzno-desantowe. Walki w okolicach Charkowa na razie więc odciągnęły rezerwy, ale rosyjskie.
Możliwe jednak, że wkrótce pojawią się tam też ukraińskie, bowiem prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiedział wzmocnienie obrony. Mimo iż znaczna część jego wojskowych bagatelizuje siłę i zasięg rosyjskiego natarcia. – Obecne wydarzenia to banalna kopia rajdów (oddziałów rosyjskich ochotników) Legionu Wolna Rosja i Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego na tereny Rosji. Tyle że przeciwnik ogłasza to jako natarcie na Charków – sądzi ekspert Ołeksandr Kowalenko.
Inni jednak nie wykluczają rosyjskich prób przecięcia drogi Charków–Izium (na ukraińskim zapleczu) czy Charków–Sumy. Wojskowi jednak wątpią, czy Rosjanie użyją wystarczających sił, by pokusić się o odcięcie Charkowa od Kijowa. W każdym razie obecnie brakuje im kilkudziesięciu tysięcy ludzi do takiego manewru i kilkuset tysięcy do ataku na samo miasto.