W przeddzień wizyty amerykańskiego prezydenta trwały bombardowania zarówno Strefy Gazy, jak i ostrzał terenu Izraela przez Hamas. W izraelskich atakach zginęło już niemal 2,8 tys. Palestyńczyków, a połowa z 2,3 mln strefy zmuszona już została do opuszczenia swych domów. Dotyczy to zwłaszcza północnej części strefy. W samej Gazie pozostały jednak tysiące mieszkańców.
Zdaniem Izraela są oni zakładnikami Hamasu i mają służyć jako żywa tarcza w czasie spodziewanej inwazji izraelskiej armii. Izrael nie godzi się na przerwanie ognia, co umożliwiłoby dostarczenie do strefy pomocy humanitarnej zgromadzonej już na granicy z Egiptem. Lotnictwo bombarduje tam region graniczny, obawiając się, że dostawy pomocy humanitarnej wzmocnią Hamas w przeddzień decydującej ofensywy.
We wtorek wieczorem pojawiła się informacja o tragedii w szpitalu al-Ahli - w wyniku eksplozji na jego terenie zginąć miało kilkaset osób. Palestyńczycy oskarżają o atak Izrael, Izrael twierdzi, że na szpital spadła rakieta Islamskiego Dżihadu.
W związku z atakiem na szpital Hezbollah ogłosił "dzień gniewu" przeciw Izraelowi. Do protestów doszło też na Zachodnim Brzegu.
Czytaj więcej
Izraelska armia twierdzi, że nie prowadziła żadnego ataku powietrznego, ostrzału z ziemi lub morz...