Na jak długo starczy Bundeswehrze amunicji w czasie konfliktu? – rzecznik rządu nie odpowiedział ostatnio na to pytanie zadane na konferencji prasowej, zasłaniając się tajemnicą wojskową. Nie jest jednak tajemnicą, że niemiecka armia nie ma amunicji nawet na 30 dni prowadzenia wojny (co jest zasadą NATO). Zdaniem niektórych ekspertów zapasy wystarczyłyby tylko na kilka dni. Co więcej, Niemcy ani w tym roku, ani w następnym nie zwiększą wydatków na obronę do poziomu rekomendowanego przez NATO.
Taki jest stan dziesięć miesięcy po Zeitenwende, czyli nowej ery w niemieckiej polityce zagranicznej i obronnej ogłoszonej przez kanclerza Scholza trzy dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Zapowiedział wtedy utworzenie specjalnego funduszu modernizacji Bundeswehry wartości 100 mld euro. Wydatkowanie tych środków ma pozwolić spełnić kryteria NATO dotyczące przeznaczania 2 proc. PKB na obronę. Do tej pory z funduszu właściwie jedynie dokonano zakupu myśliwców F-35. Sam budżet obronny na przyszły rok uległ wprawdzie zwiększeniu o 7,3 proc., ale suma 50,1 mld euro daleka jest od celu wydatkowego NATO w relacji do PKB.
Czytaj więcej
W związku z brakiem sprzętu dla Bundeswehry lider SPD Lars Klingbeil wezwał niemiecki przemysł zbrojeniowy do szybkiego zwiększenia mocy produkcyjnych.
Jeżeli wierzyć wojskowym zrzeszonym w stowarzyszeniu Bundeswehrverband, armii brakuje amunicji do wszystkich rodzajów broni wartości 20–30 mld euro. Rząd chce skłonić producentów do wytwarzania amunicji. Ci twierdzą, że nie otrzymali jeszcze zamówień na przedstawione przed kilkoma miesiącami propozycje wyprodukowania amunicji o wartości 10 mld euro.
– Jest wojna i nie można działać jak w czasach pokoju – uważa Wolfgang Ischinger, były szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa (MSC). W mediach nie brak głosów sugerujących przestawienie gospodarki na tryb wojenny. Tym bardziej że inflacja zjada środki przeznaczone na modernizację armii i na wyprodukowanie brakującej amunicji potrzeba będzie wkrótce dwa razy więcej euro.